Agata

Liz czy ... ? (19)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część


Katrin i Diane urodziły się dokładnie dwudziestego kwietnia i wtedy właśnie Max oświadczył się Liz i został przyjęty. Oboje postanowili, że ślub wezmą dopiero, gdy ich córeczki trochę podrosną. Kilka dni później Liz wpadła na pomysł, aby wziąć ślub dziesiątego września. Zarówno Maxowi jak i reszcie paczki pomysł ten bardzo się spodobał.
Dziewczynki rosły jak na drożdżach, czas też płyną nieubłaganie. W czerwcu do Roswell przyjechali rodzice Liz. W końcu postanowili zobaczyć wnuczki, które miały już trzy miesiące. Zadziwił ich pokuj dziecinny, a dwie śliczne, malutkie, ciemnowłose o niebieskich oczach zupełnie podbiły ich serca. Nancy – okazała się doskonałą babcią, jej pópilką była oczywiście Katrin Nancy, która odziedziczyła po niej drugie imię. To właśnie ona wymyśliła, aby dziewczynki nazywać zdrobniale Kate i Di. Zaś ku ogromnemu zdziwieniu Liz, Maxa i całej paczki Jeff Parker szczególnie rozpieszczał Tommy'ego, którego oboje z Nancy pokochali tak samo jak dziewczynki. W końcu rodzice przebaczyli Liz i postanowili dać jej i Maxowi kolejną szansę. Rodzina znowu się połączyła w całość. Max żałował tylko, że jego przybrani rodzice: Diane i Phillip Evans nie mogą cieszyć się miłością wnuków.
Dziewczynki rosły jak na drożdżach, czas też płyną nieubłaganie. W czerwcu do Roswell przyjechali rodzice Liz. W końcu postanowili zobaczyć wnuczki, które miały już trzy miesiące. Zadziwił ich pokuj dziecinny, a dwie śliczne, malutkie, ciemnowłose o niebieskich oczach zupełnie podbiły ich serca. Nancy – okazała się doskonałą babcią, jej pupilką była oczywiście Katrin Nancy, która odziedziczyła po niej drugie imię. To właśnie ona wymyśliła, aby dziewczynki nazywać zdrobniale Kate i Di. Zaś ku ogromnemu zdziwieniu Liz, Maxa i całej paczki Jeff Parker szczególnie rozpieszczał Tommy'ego, którego oboje z Nancy pokochali tak samo jak dziewczynki. W końcu rodzice przebaczyli Liz i postanowili dać jej i Maxowi kolejną szansę. Rodzina znowu się połączyła w całość. Max żałował tylko, że jego przybrani rodzice: Diane i Phillip Evans nie mogą cieszyć się miłością wnuków.
Minęły kolejne trzy miesiące, nadszedł dzień ślubu Liz i Maxa. Wszyscy przyjaciele chodzili podenerwowani. Organizowaniem uroczystości zajęła się Isabel, która razem z Marią była druhną Liz.
Przyjęcie weselne miało odbyć się w Carshdown. Przygotowania do niego trwały już od tygodnia. Jedzenie zostało zamówione w najelegantszej i najdroższej restauracji. Issy sama piekła tylko ciasta: sernik, kilka rodzajów tart no i oczywiście wspaniały, trzypiętrowy tort weselny. Tort był pokryty bitą śmietaną i ozdobiony bordowymi ( żywymi) różyczkami. Na czubku stały wykonane z lukru figurki młodej pary.
Stoły były przykryte białymi obrusami, na każdym stał malutki, szklany wazonik z malutkimi bukiecikami bordowych róży. W całym pomieszczeniu stały wielkie bukiety róż ( bordowych, czerwonych, kremowych i białych). Na suficie wisiała cała masa białych balonów. W sali stało też specjalne podium dla orkiestry. Wnętrze wyglądało po prostu pięknie. Issy była bardzo zadowolona ze swojego dzieła.
Goście zaczynali się już zbierać przed kościołem a rodziców Liz ciągle nie było. Max zaczynał się niepokoić. Nie dość, że za chwilę Liz miała zostać jego żoną to jeszcze jej rodzice się spóźniali a to nie wróżyło niczego dobrego.
Gdy na horyzoncie ukazała się limuzyna Liz przed kościołem zatrzymała się taksówka. Wysiadła z niej matka Liz i.... Max nie mógł uwierzyć własnym oczom, jego rodzice! Oboje z Isabel rzucili się w ramiona mamy i taty. Nie mogli nacieszyć się swoim szczęściem. Okazało się, że na pomysł odnalezienia Diane i Phillipa wpadli rodzice Liz. Pokochali oni, Maxa jak własnego syna, wiedzieli, że tęskni on bardzo za rodzicami. Postanowili, więc odnaleźć ich i sprowadzić na jego ślub. Łzom i uściskom nie było końca.
Ślub zaczął się z pół godzinnym opóźnieniem, nikt jednak nie miał tego Maxowi za złe. Każdy zachowałby się tak po spotkaniu z dawno nie widzianymi rodzicami.
Max stał przed ołtarzem, miał na sobie czarny smoking, był bardzo zdenerwowany. Właśnie zaczął obgryzać paznokcie. Jego świadkiem był Michael a drużbą Kyle obaj mieli na sobie czarne garnitury. Obaj przyjaciele starali się uspokoić Maxa nie liczyli jednak na powodzenie, pamiętali jak sami czuli się przed swoimi ślubami.
W pierwszej ławce siedziała matka Liz ( ubrana była w bardzo elegancką garsonkę w kolorze granatowym, na głowie miała też granatowy kapelusz z dużym rondem), na kolanach trzymała Kate, która miała na sobie białą, koronkową sukieneczkę, ciemne włosy mała miała już dość długie ( spływały jej na ramiona miała w nie wpiętą bordową różyczkę. Babcia i wnuczka wyglądały razem prześlicznie. Obok Nancy siedziała Diane Evans, ubrana była w kremową garsonkę, trzymała na kolanach Di, która była ubrana i uczesana tak samo jak siostra. Max nie mógł uwierzyć, że to jego matka tu siedzi i trzyma na kolanach jego córkę, która na dodatek nosi to samo imię. Jego mama też miała kapelusz, nie był on tak duży, jednak bardzo ładny. Obok Diane siedział Phillip – jego ojciec, ubrany był w elegancki, brązowy garnitur.
Wreszcie organy zaczęły grać i do kościoła zaczął wkraczać orszak weselny. Pierwszy szedł Tommy, który niósł obrączki. Ubrany był w czarny garnitur. Następnie szła Alex miała ubraną długą, białą sukienką, włosy miała rozpuszczone i założony na nie wianek z mirty ozdobione kilkoma bordowymi różyczkami. Trzymała malutki koszyczek z białymi i bordowymi płatkami róż, które sypała pod nogi Liz. W końcu pojawiła się wsparta na ramieniu ojca Liz. Miała na sobie suknię w kolorze ekriu, przypominającą kreację balową Kopciuszka. Włosy miała upięte w kok. Miała też długi do ziemi biały welon. W rękach trzymała bukiet zrobiony z dwudziestu ciasno złożonych białych róż ozdobiony pięcioma bordowymi różyczkami. Ciągnący się za niż welon trzymali Mary, ubrana w długą, białą sukienkę i James w czarnym garniturze. Na samym końcu szły Maria i Isabel. Miały ubrane długie, bordowe suknie bez rękawów, włosy rozpuszczone i wplecione w nie kremowe róże oprócz tego niosły w rękach bukiety ze ciasno ułożonych dziesięciu bordowych róż ozdobione pięcioma białymi różyczkami.
Dalej ceremonia toczyła się zwykłym torem. Nareszcie nadszedł moment, w którym ksiądz powiedział:

— Powtarzaj za mną, Elizabeth.
Liz skinęła głową.

— Ja Elizabeth Parker,

— Ja Elizabeth Parker,

— Biorę Ciebie Maxwellu Evansie za męża i ślubuję Ci:

— Biorę Ciebie Maxwellu Evansie za męża i ślubuję Ci:

— Miłość, wierność i uczciwość małżeńską

— Miłość, wierność i uczciwość małżeńską

— Oraz, że nie opuszczę Cię aż do śmierci.

— Oraz, że nie opuszczę Cię aż do śmierci.

— Teraz ty. – powiedział ksiądz do Maxa – powtarzaj za mną.

— Ja Maxwell Evans,

— Ja Maxwell Evans,

— Biorę Ciebie Elizabeth Parker za żonę i ślubuję Ci:

— Biorę Ciebie Elizabeth Parker za żonę i ślubuję Ci:

— Miłość, wierność i uczciwość małżeńską,

— Miłość, wierność i uczciwość małżeńską,

— Oraz, że nie opuszczę Cię aż do śmierci.

— Oraz, że nie opuszczę Cię aż do śmierci.
Max i Liz wymienili obrączki i spojrzeli sobie prosto w oczy. Ksiądz powiedział:

— Na mocy powierzonego mi prawa ogłaszam was MĘŻĘM i ŻONĄ. Może pan pocałować pannę młodą.
Max i Liz złączyli się w namiętnym pocałunku.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część