Agata

Liz czy ... ? (11)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Mimo, że Liz i Max mieszkali od miesiąca pod jednym dachem byli ze sobą tylko trzy razy.

Właśnie dzisiaj Michael i Maria mieli wrócić z podróży poślubnej, która trwała dwa tygodnie. Byli we Włoszech zwiedzili Wenecję, Rzym i wiele innych wartych zobaczenia miejsc. Z każdego miasteczka wysyłali kartki pocztowe do przyjaciół i Alexandry, która podczas ich nieobecności była pod opieką innych osób mieszkających W Carshdown ( głównie pod opieką Liz i Isabel ). Amy zaofiarowała się, że zajmie się małą wszyscy zgodnie ( łącznie z szeryfem) uważali, że ma wystarczająco dużo roboty przy własnych dzieciach.

Od dwóch tygodni, Issy i Kyle byli oficjalną parą. Wszyscy przyjaciele patrzyli z przychylnością na ten związek. Wyglądało na to, że Isabel na dobre zapomni o Alexsie i będzie szczęśliwa z Kylem, który bardzo ją kochał. Byli dobraną parą. W większości miejsc gdzie pokazali się razem ludzie oglądali się za nimi i podziwiali piękną parę. Było też kilka zazdrosnych osób.

Max wyszedł do pracy ( obaj z Michaelem byli ochroniarzami w sklepie spożywczym), Isabel wyparowała z samego rana wszyscy podejrzewali, że poszła gdzieś z Kylem. A opieka nad Tommy’m i Alexandrą spadła na Liz, która szczerze powiedziawszy od samego rana bardzo źle się czuła. Zaraz po wstaniu z łóżka wymiotowała a w ciągu dnia miała nudności i zawroty głowy. Na szczęście około południa poczuła się na tyle lepiej, że zabrała dzieci do parku i na zakupy. Miały z Isabel przygotować uroczystą kolację z okazji powrotu Marii i Michaela.

Tommy i Alexandra grzecznie bawili się w swoim pokoju. Liz odpoczywała po zakupach i nabierała sił na spędzenie całego popołudnia w kuchni. Dochodziła 14:00 a Isabel ciągle nie było. Liz zaczęła się zastanawiać gdzie ona się podziewa. Wkrótce przyjdzie Max a ona nie miała siły, żeby ugotować obiad.

Max wrócił z pracy jak zwykle o 14:30.

— Witaj kochanie! – powiedział i podszedł do Liz, żeby ją pocałować – Lepiej się już czujesz? – spytał zmartwiony

— O wiele lepiej, ale nie miałam siły zrobić obiadu. Trzeba zabrać dzieci do Carshdown.

— Świetnie! Zjemy sobie kosmiczny obiadek a wieczorem pyszną kolację!

— Apropo kolacji, Issy jeszcze nie wróciła a mi nie uśmiecha się to, że będę musiała sama to wszystko przygotować!

— Nie martw się! Pomogę Ci!- zaofiarował się Max

— Dzięki! – powiedziała, śmiejąc się Liz i pocałowała Maxa

Obiad się im udał. Dzieci były zachwycone – uwielbiały jeść w Carshdown Cafe. Teraz Liz zajęła się przygotowywaniem kolacji. ( Isabel nadal nie wracała). Liz nie była tak dobrą kucharką jak Issy miała jednak nadzieję, że kolacja się jej uda. W tej chwili wstawiła do piekarnika biszkopt – postanowiła zrobić tort czekoladowy ( należał on do ulubionych dań Alexandry i Tommy’ego). Oprócz tego na kolację miała być zupa – krem z kury ( była to jedyna elegancka zupa, jaką Liz robiła naprawdę dobrze) a na drugie danie miał być pieczony kurczak z ziemniakami i ulubiona sałatka Marii.

Liz przebrała się już i pomagała ubrać się dzieciom. Alex miała założyć bardzo ładną, niebieską sukienkę a jej jasne loczki Liz chciała ozdobić takiego samego koloru kokardą. Tommy zaś ubierał czarne spodnie i ładną a przede wszystkim czystą koszulę w kratę. Max też się już ubrał i nakrywał do stołu a Isabel i Kyla cały czas nie było.

Punktualnie o 20:00 do domu weszło dwoje bardzo opalonych ludzi. Przyjaciele ich przywitali się z nimi bardzo serdecznie a Alexandra rzuciła się im obojgu na szyję piszcząc z radości, że mama i tata są już w domu. Maria i Michael przywieźli każdemu jakiś prezent. Alexandra dostała piękną lalkę o bardzo długich i bardzo jasnych włosach, która od razu została ochrzczona jako Issy oraz bardzo ładną sukienkę. Tommy dostał klocki i kilka małych samochodów. Liz dostała piękną suknię, wieczorową i zastanawiała się gdzie się w niej pokaże a Max dostał bardzo ładny krawat. Michael zażartował, że to na ślub. Wszyscy byli bardzo głodni i postanowili nie czekać dłużej na Issy i Kyle.

W chwili, gdy siadali do stołu do domu wpadła Isabel i Kyle byli roześmiani i szczęśliwi. Trzymali się za ręce. Gdy tylko Liz zobaczyła jak są ubrani domyśliła się, co się święci. Isabel miała na sobie bardzo długą, białą sukienkę na szerokich ramiączkach, włosy miała rozpuszczone i ozdobione małymi różyczkami a w rękach trzymała bukiet. Kyle zaś był w garniturze.

— Przepraszamy za spóźnienie, ale samolot się spóźnił.

— Jaki samolot? – spytał Max

— Na samolot z Las Vegas do Roswell oczywiście. – opowiedziała Issy A co wyście robili w Las Vegas, jeśli można wiedzieć? – spytał wkurzony Max

— To, co większość par. – powiedział Kyle

W tej samej chwili Liz i Maria wykrzyknęły:

— Ale wy chyba nie...

— O Maria i Michael! Jakie z nas gapy Kyle nie przywitaliśmy się jeszcze.- i Isabel podbiegła do Marii i Michaela i uściskała oboje. Kyle też się z nimi przywitał.

Kyle objął Isabel. Na twarzach obojga gościło szczęście i spokój.

— Powiecie nam w końcu, co robiliście w Las Vegas? – warkną Max

Odezwał się Kyle:

— Chciałbym przedstawić wam moją żonę: Isabel Evans Valenti.

Przyjaciół zamurowało.

— Twoją żonę?- wyksztusił Max

— Tak braciszku. Wiesz już, co robiliśmy w Las Vegas. Braliśmy Ślub w kaplicy Elvisa.

Wszyscy zerwali się od stołu i zaczęli gratulować młodej parze. Gwarę wszystkich przerwała Alexandra:

— Ciociu Isabel, zobacz, jaką ładną lalkę dostałam! Ma takie włosy jak ty! Nazwałam ją Issy tak jak ty cieszysz się ciociu?

Isabel pochyliła się nad dzieckiem i wzięła je na ręce:

— Rzeczywiście ta lalka jest bardzo podobna do mnie. Prawda. Kochanie? – zwróciła się do Kyla

— Jesteście prawie identyczne. – stwierdził on

— Miałaś świetny pomysł, aby nazwać ją tak samo jak ja mam na imię.

— Siadajmy do stołu. – powiedziała Liz – Mamy dwa powody do świętowania: przyjazd Marii i Michaela i ślub Isabel.

Wszyscy siedzieli przy stole i zachwycali się kurczakiem upieczonym przez Liz.

— A Tobie Liz, nie smakuje? Prawie nic nie zjadłaś. – spytała Maria

— Jest bardzo smaczny aż trudno uwierzyć, że ja go zrobiłam, ale... przepraszam na chwilę trochę źle się czuję. – Liz wstała od stołu i pobiegła do łazienki

Max mało, co nie zakrztusił się chrząstką od kurczaka. Przyszła mu do głowy myśl, dlaczego Liz może się źle czuć. Tylko Isabel zauważyła jego reakcję. Wstała od stołu i powiedziała:

— Pójdę sprawdzić jak Liz się czuje.

Po chwili Issy pukała do drzwi łazienki:

— Liz? Jak się czujesz? Mogę wejść? To ja Isabel!

— Wejdź.

— Co ci jest, Liz?

— Nie wiem. – powiedziała zapytana a Issy zauważyła, że nie patrzyła się jej w twarz, gdy to mówiła i jej policzki pokrył delikatny rumieniec

— Nie kłam. Naprawdę nie wiem czy nie chcesz mi powiedzieć?

— Nie wiem, ale podejrzewam.

— Co podejrzewasz? Jeśli mogę wiedzieć oczywiście.

— Dzisiaj cały dzień nienajlepiej się czułam. Rano wymiotowałam i miałam przez cały dzień mdłości i zawroty głowy no i....

Isabel cierpliwie czekała chociaż już podejrzewała co Liz chce jej powiedzieć.

— I... o dwa dni spóźnia mi się okres.

— Jednym słowem podejrzewasz, że jesteś w ciąży?

— No...tak.

— To mamy mały problem.

— Jaki?

— Zapomniałaś? U nas ciąża trwa jeden miesiąc.

— O, cholera! I co teraz?

— Nie wiem. Trzeba się nad tym zastanowić. A przedewszystkim musisz się upewnić. A teraz wracajmy na kolację, bo Max zacznie się niepokoić a na razie nie powinien się dowiedzieć.

— Racja.

Do końca kolacja upłynęła w wesołej, miłej i spokojnej atmosferze. Okazało się, że Maria przywiozła Isabel seksowną nocną koszulę. Ktoś zażartował, że to doskonały prezent na noc poślubną.

Następnego dnia, gdy wszyscy oprócz Isabel I Tommy’ego wyszli z domu Liz zrobiła test ciążowy.

— Isabel! – krzyknęła rozpaczliwie

Issy zostawiła, Tommy’ego i przykazała mu bawić się grzecznie i nie opuszczać salonu. Sama poszła do Liz. Weszła do pokoju Liz i zastała ją siedzącą na łóżku i płaczącą.

— Czy to znaczy Liz, że...?

— Tak, Issy jestem w ciąży!

— Och kochanie nie płacz. – powiedziała Isabel i przytuliła Liz – wszystko będzie dobrze zobaczysz

Rozległo się pukanie do drzwi i do pokoju wszedł Tommy.

— Mamo! Co się stało? – spytał przerażony widokiem łez mamy chłopiec

Liz wzięła go na kolana.

— Kochanie nie stało się nic złego. Posłuchaj zdradzę ci tajemnicę. Tylko pamiętaj nikomu nie wolno ci o tym powiedzieć!

— Dobrze mamusiu.

— Będziesz miał braciszka lub siostrzyczkę.

— Naprawdę! – ucieszył się chłopiec – i będę mógł się bawić z dzidziusiem?

— Oczywiście. Tylko pamiętaj na razie to tajemnica.

— Dobrze!

Chłopiec wysunął się z objęć matki i pobiegł do zabawek.

— Nie trzeba mu było tego mówić. – powiedział Issy

— A co miałam mu powiedzieć? Nie umiem kłamać! A zresztą on nic nikomu nie powie.

— Mam nadzieję.




Poprzednia część Wersja do druku Następna część