Lizzy_Evans

Czy ta para ma przyszłość (3)

Poprzednia część Wersja do druku

Zabrali je do jakiejś ciemnej piwnicy. Tak, tylko kto? Nie widziały ich twarzy. Czuły jedynie kiszone ogórki???

— Liz, nie przejmuj się w końcu nas wypuszczą. A wtedy skopiemy im tyłki!- Maria próbowała ratować sytuacje żartami.

—Podziwiam twoje poczucie humoru ale ja nie umiem w tej chwili żartować.- odrzekła posępnie Liz.

—Oki już się nie odzywam. Ale wiesz co? To ta woń ogórków tak na mnie działa- po tych słowach nie było szansy aby nie zaśmiały się.

—Dobra to co teraz? Nie ma ich od pół godziny?- spytał ściszony głos.

—Nie wiem w końcu przyjdą.- powiedział drugi głos. Głos Michaela.
Max nie był tego taki pewien. Bał się o dziewczyny tak bardzo, że tracił resztki cierpliwości i w pewnej chwili chciał iść do Valentiego.

—A jeśli zostały porwane?- spytała Isabell. Nie odzywała się przez cały czas aż wreszcie odzyskała równowagę.

— To nie możliwe kto mógłby to zrobić?!- już nie wytrzymał Max!!!

— Hm.. patrzcie idą!!!- krzyknęła Iż.
Wszyscy popatrzyli w strone drzwi. Tak szły. Ale były jakieś inne. Wydawałoby się, że to nie one. Tak, Max sądził, że coś jest nie tak. Tylko, że był szczęśliwy iż dziewczyny wróciły, że o wszystkim zapomniał.

—Przepraszamy za spóźnienie- dziewczyny rzekły chórem.

—czy ominęło nas cos?- spytała Liz. Tyle, że w jej głosie było coś podejrzanego. Coś nie dawało maxowi spokoju. Może jest przewrażliwiony?
Nie jest coś nie tak i on się dowie co!

—Maria ile my tu już siedzimy?- zapytała zdruzgotana Liz.

—Wiesz slonko sama nie wiem… ale czuje, że bardzo długo. Ale teraz jest chwila kiedy musze ci coś powiedzieć.
Liz spojrzała na Marie. Już wiedziała, że chodzi o faceta.

—Tak słucham.

—A więc… wiesz, że Max mnie uratował. No i nie dawno… dowiedziałyśmy się, że oni są kosmitami.. Ale… Max powiedział, że mnie kocha… I ja .. ja z nim jestem..
Liz zamurowało. Nie wiedziała co powiedzieć. Dowiedziała się, że jej przyjaciółka robi duże kroki w postępie kosmiczno-ludzkim ale nie wydawało się jej to za śmieszne, bo sama kochała się w Maxie….

—Tak?... hmm.. bardzo ci gratuluje… to wielki postęp.. ciesze się , że kogoś masz… naprawde…- powiedziała Liz ukrywając to co naprawdę czuje…

—jeszcze sama nie wiem czy to ten jedyny. Ale musiałam spróbować. On jest taki słodki- mówiła Maria. Marzyła o nim…i Liz nie mogła powiedzieć szczęśliwej przyjaciółce, że jest zakochana w jej chłopaku!!! Postanowiła więc, że odkocha się w nim. Ale czy to takie proste po paru latach miłości nieodwzajemnionej???

c.d.n


Poprzednia część Wersja do druku