Raechel

Princess of Roswell (6)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Od tłumacza: Heheh... Mam nadzieję, że się wam podoba. Już mówiłam, że to mój ulubiony... Eee, ale mam jedną prośbę, jakby ktoś miał jakiś problem z tłumaczeniem, nie wiem, no coś mu się nie będzie podobać albo co, to kopsnijcie mi maila, ok.? mail: dzikaa@yahoo.com


'Ok. Co do 'cokolwiek umiesz, potrafię zrobić lepiej'. To jak, Alex przyjacielu, jesteś dobry w sportach?' Liz spyta go.

'Zbijak!!!' powiedział i podniósł dwa kciuki.

'Ok... chyba.' Wymamrotała. 'Coś jeszcze? Baseball, koszykówka?'

Alex potrząsnął głową. 'Nie, ale szybko się uczę!' powiedział z nadzieja w głosie.

'Ok., słonko. Po twoim moczeniu-w-majty, tam w kawiarni, myślę, że twoje przyswajanie jest wolniejsze niż ci się zdaje.' Liz powiedziała. 'Maria musiała odstawić gatkę za ciebie. Zdajesz sobie sprawę jakie to tragiczne?'

'Oni nie mogą bić dziewczyn!' Alex marudził. 'A mnie mogą złamać jak łodygę.'

'Fakt.' Maria powiedziała.

Liz westchnęła i oparła się o swoje krzesło. 'Dobra. Macie drużynę baseball'a, tak?' Spytała. 'Proszę powiedzcie że macie drużynę baseball'a.'

'Taa, mamy.' Alex odpowiedział. 'Jesteśmy do kitu. Ale drużyna jest.'

'Tak więc, ty, mój drogi, będziesz najlepszym człowiekiem w drużynie. Jest marzec, więc gdzieś pod koniec tego miesiąca zaczną się rekrutacje do drużyny, mam rację?' Spytała go.

Alex przytaknął. 'Dokładnie 29-ego.'

'Dobrze, dobrze. Czyli to nam daje... dobre 4 tygodnie na twoje treningi.' Powiedziała, już obmyślając rozkład zajęć.

'Czyli w baseball też grasz?' Maria spytała.

Liz przytaknęła. 'Baseball, koszykówka, soccer, touch ball. Nie jestem w drużynie, bo, po pierwsze, jakoś nie lubię bólu, i po drugie... 175-cio kilogramowy grubas zwalający się na mnie, to nie brzmi zbyt zachęcająco.' Powiedziała z dreszczem.

'Fakt.' Maria powiedziała. 'Więc, co ze mną?'

'Myślę, że będziesz koszykarką. Ale jest już drużyna, więc nie możesz startować... cholera.' Liz wymamrotała. 'Wszystko psuje. Gracie w kosza na sali?'

'Taa, na okrągło, gramy też jeden na jeden.' Maria powiedziała. 'Jestem całkiem niezła. Z reguły jestem jedną z ostatnich na boisku, ale wtedy Tess zawsze mnie pokonuje.'

'Tym bardziej muszę ci pomóc. Pokażmy tej Blond Dziwce.' Liz powiedziała.

'Oh ja, teraz Michael na pewno mnie zauważy.' Chichotała.

'Pamiętaj, że tu nie chodzi tylko o to żeby Michael cię zauważył. Idzie o to, żeby podnieść twoją samoocenę. Sorry ludzie, ale znam was ledwie kilka dni, a to wasze dołowanie już mnie męczy.' Powiedziała im. 'Męczy mnie też jak ci sportowcy i popularni... Boże broń...' Tę ostatnią część wymamrotała pod nosem. 'Was traktują. To tylko dowodzi jak niemożebnie niedojrzali jeszcze są.'

'Czyli kiedy zaczynam treningi trenerze?' Alex powiedział, pocierając dłonie.

'Masz sprzęt?' Liz spytała go.

Alex pomyślał chwilę. 'Niep.' Powiedział

'Nie ma problema.' Liz powiedziała podnosząc się z podłogi i biegnąc do swojej sypialni. Wróciła z torbą. 'Mam wszystko czego potrzebujesz. Tu jest rękawica mojego brata. Nie zgub jej. Zabiłby mnie.'

'Dude!' Alex powiedział. 'To naprawdę podpis Ken'a Griffey'a Jr'a?' Zapytał zszokowany.

'Jeśli by tak było, myślisz, że dałabym ci ją do oglądania?' Liz spytała. 'A co tam, myślisz, że mój brat pozwoliłby mi jej używać? Bądź realista, Alex.'

'Ok., a co ze mną?' Maria spytała.

'Co do ciebie. Mam kosz w alejce za Crashdown. Możemy postrzelać w obręcz, sprawdzić jak dobra naprawdę jesteś.' Liz powiedziała. 'To znaczy, Tess jest do bani, więc jeśli jest lepsza od ciebie, to mamy MNÓSTWO roboty.'

'No, nie jest dużo lepsza.' Maria powiedziała, czując się trochę niepewna siebie.

Liz poklepała ją po ramieniu. 'Nie pękaj. Szybko się uczysz. Będziesz miała wszystko w małym palcu zanim się obejrzysz.' Powiedziała jej. 'A to tylko pierwsza faza...'



Max gapił się na Liz, Marię i Alex'a przez okno muzeum. Niosła piłkę do kosza, szli na tyły Crashdown. Zastanawiał się co miała zamiar zrobić.

'No, myślałem, że chcesz Liz Parker. I na Boga, myślałem, że ją dostaniesz.' Michael powiedział, gdy podszedł do swojego przyjaciela.

Max wzruszył ramionami. 'Wydaje się być dość zajęta.' Wymamrotał.

'Max, proszę.' Jęczał. 'Ona jest z NY. Zna takich jak ty. Najprawdopodobniej umawiała się z kim takim jak ty, oddała mu swoje dziewictwo, on złamał jej serce, i to powód dla którego jest wkurzająca.'

'Ona nie jest wkurzająca Michael.' Max powiedział, od razu stawając w jej obronie. 'A jej bycie z NY nie ma nic do rzeczy.'

'A co ma?' Michael spytał krzyżując ramiona.

'Nie widzisz?' spytał.

Michael podrapał swoją brew. 'Nie bardzo, z reguły patrzę się na ta blondynę z nią. Ale co masz na myśli?'

'Ona to zlewa. Nie przejmuje się tym, co ludzie o niej myślą i nikt nie wciśnie jej kitu.' Max powiedział. 'Właśnie dlatego trzyma się z tą dwójką. Bo wie, że oni są na tyle zakręceni w całym tym socjalnym rankingu, że my nawet nie wiemy jacy oni naprawdę są.'

'Wiesz co facet, czasami cię po prostu nie kumam.' Michael powiedział. 'Najpierw gadasz jak to możesz przelecieć każdą laskę w Roswell High, a za chwilę pieprzysz co o rankingach socjalnych.'

'A co z tobą?' Max kontował. 'Najpierw ślinisz się na widok Marii DeLuci, ględzisz jak to ją gdzieś zaprosisz. A za chwilę nawet na nią nie spojrzysz, bo nie jest popularna.'

Michael potrząsną głową. Nie miał ochoty na kolejną intensywną dyskusję z nim. 'Na razie nie mogę tego zrobić. Na razie Maxwell.'

Max spojrzał przez ramię na wychodzącego Michael'a zanim odwrócił wzrok z powrotem w stronę alejki, w której ta trójka zniknęła. Zauważył, że Iabel także wchodziła do alejki...


Liz umieściła dłonie Marii na piłce. 'Widzisz tą część?' spytała ją. 'To jest to, co nazywam słodką plamką. Jasne? Przez ruch prawego nadgarstka możesz ją bardzo łatwo rzucić.'

Maria przytaknęła i stanęła na linii do rzutów faulowych. 'Teraz zobaczymy ile razy będziesz potrafiła ją przerzucić.' Liz powiedziała stawając pod koszem. 'Będę zgarniała piłkę i podawała ją do ciebie, a ty rzucaj aż ci powiem, ok.?'

Maria przytaknęła zanim ustawia się na pozycji. 'Pamiętaj. Oczy na piłce, nie na koszu.' Liz instruowała.

Maria przytaknęła jeszcze raz i posłała piłkę do kosza. Piłka zrobiła jeden obrót na obręczy i wpadła do siatki i prosto w ręce Liz.

'Całkiem nieźle. Z pewnością potrafisz wrzucić piłkę do kosza, ale jeśli chcesz zrobić na kimś wrażenie, musisz trafiać za każdym razem.' Liz powiedziała odrzucając jej piłkę.

'Hey.' Odezwał się głos gdzieś z tyłu. Wszyscy obrócili się, żeby zobaczyć Isabel Evans stojącą na końcu alejki. 'Cześć wam. Co porabiacie?'

Liz, patrząc kątem oka, zauważyła, że Alex aż zesztywniał. Powstrzymała się przed przewróceniem oczami i rzuceniem w niego piłki, żeby wbić my trochę oleju do głowy. 'Hey. Ty jesteś Isabel, tak?' Liz spytała, ciągle jeszcze niepewna imion.

Isabel przytaknęła i podeszła do Liz. 'A ty jesteś ta sławna Liz Parker. Szkoła aż huczy od nowin o tobie.' Powiedziała podekscytowana. 'Naprawdę wniosłaś trochę życia do Roswell.'

'Taa, no wiesz... takie dziecko ulicy jak ja, przyjeżdża do takiego potulnego miasteczka jak to... to prawdziwa odmiana, co?' Spytała, obserwując jak mina Isabel się zmienia. 'Żartuję. Nie jestem dzieckiem ulicy.'

Isabel przytaknęła i zaśmiała się nerwowo, zanim zauważyła pozostałą dwójkę. 'Maria.' Kiwnęła do niej głową, zanim uśmiechnęła się do Alex'a. 'Alex.'

Alex wyszczerzył się jak głupek i pomachał. 'To jak, pomagasz im dwojgu pokazać Tess Harding?' Isabel nie mogła się powstrzymać więc zapytała.

'Na więcej niż jeden sposób.' Liz odpowiedziała, rzucając piłkę Marii.

'No, w końcu ktoś ma na tyle odwagi.' Powiedziała im z uśmiechem.

Liz przytaknęła. Nie była pewna po co ona tu w ogóle przyszła. Dowiedziała się od Alex'a, że Isabel była jedną z najbardziej 'popularnych' dziewczyn w szkole. Więc dlaczego ona tu jest?

'Wiesz, znam parę ze słabości Tess. Mogę wam pomóc... jeśli chcecie.' Zaoferowała.

'To by było po prostu extra!' Alex od razu powiedział.

'To nie potrzebne.' Liz powiedziała w tym samym momencie, w którym Alex się zgodził. Popatrzała na niego i przewróciła oczami. 'Ale co tam, no nie?'

Isabel uśmiechnęła się. 'Nie jest tak dobra jak wygląda i nie potrafi strzelać 3-punktowców. Ale jest dostatecznie głupia, żeby przyjąć wyzwanie, którego wie, że nie wygra.' Zaczęła. 'Wiec, jeśli wyzwiesz ją na 3-punktowy mecz jeden na jeden, możesz zrobić z niej miazgę.'

Maria popatrzała na Liz. 'Jestem dobra w 3-punktowcach.' Powiedziała. 'Myślę, że dam sobie radę.'

'Jasne, że dasz.' Liz powiedziała. 'Na Boga, to przecież Tess.'

Liz odwróciła się w stronę wysokiej blondynki nadal stojącej po środku alejki. 'Wiesz co. Muszę jeszcze popracować z tym tu Alem. Więc masz coś przeciwko popracowaniu z Marią, gdy ja będę pomagać jemu?' Spytała, już podnosząc swoją torbę.

'Jasne, żaden problem.' Isabel powiedziała, zadowolona, że może pomóc.

Liz kiwnęła głową. 'No dobra. Chodź Alex.' Powiedziała łapiąc go za ramię i ciągnąc w dół alejki. Spojrzała przez ramię, żeby zauważyć, że Alex patrzył tęsknie na Isabel... Jak zagubiony szczeniaczek. Potrząsnęła głową. 'Faceci.'


Max zbliżał się do alejki do której weszła jego siostra, gdy Liz wyszła z niej ciągnąc za sobą Alex'a.

'Cholera, Alex.' Mamrotała. 'Uważaj. Chcesz żeby zwróciła na ciebie uwagę czy nie?'

'Ja-jasne że chcę...' Alex powiedział. 'Ale ona wie kim ja jestem! To mi wystarczy!' dodał próbując wyrwać się z jej mocnego ucisku. 'Wiesz, jesteś przerażająco silna...'

Liz obróciła się i stanęła przed Alex'em, kładąc swoje dłonie na jego ramionach. 'Alex. Jestem w Roswell, kumasz? Potrzebuję jakiegoś zajęcia. Potrzebuję zadania nad którym mogłabym pracować!' Powiedziała w desperacji. 'Pozwól mi tylko pomóc ci udupić tych sportowców, dobra? Pokaż im cały swój potencjał. No dalej, facet! Dla... dla... wszystkich szczeniaczków na świecie!'

'Wzięłaś to od Marii, prawda? ' Powiedział potrząsając głową. Potem spojrzał przez ramię i zobaczył Isabel pomagającą Marii. 'Mannn. Ok., ok., chodźmy.'

Max patrzał jak uśmiech pojawia się na twarzy Liz. Ten uśmiech... Otrząsną się, zanim poszedł za nimi do parku.


'Nie, Alex' Liz powiedziała, gdy Alex odrzucił jej piłkę. 'Był spalony zanim tam dotarłeś. Jeśli piłka leci po ziemi powoli, to podbiegasz do niej, tylko upewnij się, że masz rękawicę na glebie, inaczej piłka przeleci zaraz obok ciebie.'

Alex przytaknął. 'Tak... dobra.' Powiedział uderzając pięścią w rękawicę. 'Dalej Whitman.'

'Alex... nie mów sam do siebie, ok.? To zbyt pokręcone.' Liz powiedziała z dreszczem.

'Jasne, sorry.' Zawołał. 'Dalej, dawaj mi następną piłkę, tym razem mi się uda!'

'Mam nadzieję.' Wymamrotała, rzucając piłkę nisko, po ziemi. Odbijała się, lecąc prosto do Alex'a, który podbiegł do niej, przyłożył rękawicę do ziemi i patrzył jak piłka wlatuje prosto do niej. Wyprostował się, złapał piłkę, i uniósł ją w powietrze w geście tryumfalnym.

'Udało mi się!' wołał. Rzucił piłkę w ziemię i wykonał taniec radości.

Liz potrząsnęła głową i zaśmiała się. Potem złożyła ręce w trąbkę przy ustach. 'Świetnie, Al. Wkroczymy do świata górnych piłek?' zawołała.

'Może powinnaś trochę zwolnić...' głos za nią powiedział. Obróciła się i patrzała w twarz Max'a Evans'a. 'Wygląda na całkiem zadowolonego z łapania ziemnych piłek.' Dodał patrząc na wesoły taniec Alex'a wokół parku.

'Mam tylko 4 tygodnie, żeby nauczyć go podstaw. A po tym małym wyskoku w Crashdown dzisiaj rano, doszłam do wniosku, że wolno się uczy.' Powiedziała.

Max wzruszył ramionami i podniósł piłkę. 'Pomóc?'

Liz uniosła brew. 'Co jest z wami Evansami? Robicie wrażenie okropnie pomocnych. Isabel już pomaga Marii.' Powiedziała mu. 'Jeśli pozwolę ci pomóc, nie będę miała nic do roboty. I powrócę do świata wariatów. Zdaje mi się, że jestem w stanie nauczyć go sama.'

W tym momencie Liz usłyszała krzyk Alex'a, a gdy spojrzała w jego stronę, zobaczyła, że Doug Shellow założył mu haka. 'Cholera...' wymamrotała, biorąc piłkę od Max'a.

Liz podeszła kilka kroków do Doug'a zanim rzuciła piłkę, uderzając Doug'a w tył głowy. Podbiegła do nich potem i pomogła Alexowi wstać z ziemi.

'Jedyne co powiedziałem to wypchaj się porąbie. ' Alex powiedział masując szyję. 'Zrobiłem to, co mi kazałaś.'

Liz potrząsnęła głową. 'Zapomniałeś uciec.' Powiedziała patrząc jak Doug wstaje trzymając się obiema rękami za tył głowy.

Doug podszedł do Liz, zawieszając się nad nią. 'Ty dziw...'

'Uważałbym na to co mówię, Doug.' Max powiedział podchodząc do grupy. Gapił się na Liz, która nie zdawała się nawet ociupinkę przestraszona postacią stojącą nad nią. Właściwie, to stała twardo, strzelając Dougowi mordercze spojrzenia.

'Nie, nie słuchaj go.' Liz powiedziała. 'Dokończ zdanie... wyzywam cię.'

'Po prostu odejdź Doug.' Max powiedział stając pomiędzy Dougiem i Liz. Miał przeczucie, że jeśli Doug dokończyłby zdanie, mógłby stracić potężną część swojego ciała... 'Odejdź facet...'

Max spojrzał na Max'a zanim zaczął się cofać. 'Nie możesz się chować za dziewczynami przez całe życie, Whitman.' Powiedział. 'A ty dostaniesz to, na co zasługujesz.' Dodał w kierunku Liz.

'Muszę zacząc trzymać się z chłopakami...' Alex powiedział podnosząc rękawicę, którą Liz pozwoliła mu pożyczyć. 'Miałem dość haków jak na jeden dzień... Chyba pójdę do domu.'

Maria i Isabel podbiegły do grupy. 'Woah, co się stało?' Isabel spytała zatroskana. Podeszła do Alex'a i delikatnie położyła rękę na jego ramieniu.

'Postawiłem mu się... A potem założył mi haka.' Wymamrotał. 'Ale wszystko ok. Dziewczyna ważąca 25 kilo mniej ode mnie przyszła mi na ratunek. Nie poprawi mi to reputacji...'

'Jakiej reputacji?' Maria spytała uzyskując mordercze spojrzenie od Alex'a.

Liz zaczęła chować sprzęt do torby. 'Jesteś pewny, że wszystko spoko, Alex?' Spytała go.

'Jasne, jasne, wporzo... po prostu extra.' Wymamrotał.

'Hey, sorry za Doug'a. Potrafi być prawdziwym dupkiem.' Max przeprosił.

Alex strzelił mu znak na 'ok.' zanim przeszedł przez ulicę, mrucząc nie cenzurowane wyrazy pod nosem. Maria i Isabel poszły za nim, zotawiając Max'a i Liz samych. Wyprostowała się zarzucając torbę na ramię.

'Do zobaczyska, Max.' Powiedziała odchodząc.

Max pobiegł za nią. 'Mogę cię odprowadzić?' spytał jej, ręce zakopane głęboko w kieszeniach.

'Nie sądzisz, że Łasica się wkurzy?' spytała go.

Max popatrzył na nią zagubiony. 'Łasica?'

Liz wyszczerzyła zęby. 'Moje przezwisko dla Tess.' Powiedziała. 'Całkiem mi się podoba.'

Max zaśmiał się i potrząsną głową. 'My mówimy na nią mysz...' Max poprawił.

Tym razem to Liz potrząsnęła głową. 'Mnie nie pasuje.' Powiedziała. 'Bo widzisz, myszki są milutkie, i mięciutkie. Za to łasice...' Nie dokończyła. 'Pasuje do niej idealnie.'

Max znowu się zaśmiał. 'Zgadzam się.'

TBC


Poprzednia część Wersja do druku Następna część