Raechel

Princess of Roswell (25)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część


Nota tłumacza: Chcę tylko powiedzieć sorry tym, którzy wciąż czekają na wcześniej ocenzurowany fragment części 23. Ten temat zawsze nastręcza mi masę kłopotów. Na szczęście już kończę i niedługo roześlę oczekującym.

Część 25

Liz weszła przez wahadłowe drzwi do sali jadalnej Crashdown. Wyciągnęła szyję skanując tłum gości. Isabel powiedziała, że będzie tu dzisiaj, no więc gdzie jest? Uśmiechnęła się szeroko, gdy go zobaczyła. Swobodnym krokiem podeszła do jego stolika i usiadła naprzeciw niego.

Uniósł głowę, popatrzył na nią chwilę, po czym rozejrzał się po restauracji. "Maxa tutaj nie ma." Michael powiedział i zajął się z powrotem swoją książką.

"Taa, wiem." Liz powiedziała. "Przyszłam do ciebie. Jak ci leci, stary?"

Michael westchnął i zamknął książkę. "No dobra, czego chcesz?"

Liz popatrzyła na niego w udawanym szoku. "Nie mogę wprost uwierzyć, że myślisz iż przyszłam tu, marnując cenny czas, tylko po to, żeby coś z ciebie wyciągnąć." zadrwiła.

Chyba go nie przekonała, bo wciąż tylko się na nią patrzył. "No dobra, jest tak." Liz powiedziała usadawiając się. "Moja kumpela cię lubi, ty lubisz moją kumpelę, proponuję małą randkę. Kolacja i kino, nic formalnego. Zobaczymy czy zaskoczycie."

Michael wyszczerzył się i oparł na przedramionach. "No, dzięki Liz. Ale nie wiedzę się tak z Alexem."

Liz starła pot z czoła. "To dobrze. Bo moje pierwsze wrażenie o tobie to "ojoj, ten chłopak żyje po drugiej stronie tęczy". No, ale cieszę się, że się myliłam." powiedziała mu i patrzyła jak rzuca jej wściekłe spojrzenie. "No dobra, ale tak serio, co myślisz o Marii?"

Michael usiadł wygodnie i westchnął. "Sam nie wiem, właściwie to jej nie znam-"

"No i właśnie dlatego chodzi się na randki. Żeby kogoś poznać." Liz powiedziała. "Daj spokój, wiesz że nie jest taką pustą lalą na jaką wygląda."

Michael pokręcił głową i zaśmiał się. "Po co to robisz?" spytał po chwili.

Liz wzruszyła ramionami. "Wiszę jej przysługę." powiedziała. "No i, Maria to świetna przyjaciółka i zrobiłabym dla niej wszystko."

Michael skinął i wstał. "Ok, kolacja i kino może być." powiedział.

Liz uśmiechnęła się. "A, Michael, jedno ostrzeżenie." powiedziała zanim zdołał odejść. "Skrzywdź ją, to ja skrzywdzę cię dużo bardziej. Jasne? Jasne." powiedziała mu i poklepała go po plecach.

***

"Co powiedziałaś?!" Maria wykrzyknęła.

Liz spojrzała na Marię, potem rozejrzała się po pokoju szukając źródła problemu. "Co?" spytała, gdy przełknęła chipsa. "Rany, Maria, przecież to nic wielkiego."

Maria podniosła głowę z ramion, na które dramatycznie jej opadła. "Jasne Liz. Na pewno nie myślał że jestem pustą lalą, ale teraz?"

Liz pokręciła głową. "Maria, myśli że niezła z ciebie laska, na pewno przeoczy tamten czynnik."

Maria spojrzała na nią ostro. "Nie pomagasz."

Liz podniosła ręce w powietrze i wstała od stołu zabierając i mnąc paczkę po chipsach. "Hey, ja dotrzymałam umowy. Masz swoją randkę, teraz musisz dotrzymać swojej części." powiedziała jej i wyrzuciła paczkę do śmieci. "Nie martw się. Będzie dobrze."

"Mam nadzieję, że się nie mylisz." wymamrotała.

***

"Film nie był taki zły." Michael powiedział wyrzucając puste pudełka do śmieci. "Podobał ci się?"

Maria przytaknęła. "No." powiedziała. "Doszłam do wniosku, że wszyscy Australijczycy są boscy."

Michael wyszczerzył się. "A ilu znasz Australijczyków?"

"Heath Ledger, Mel Gibson, i ten gość z Coyote Ugly." Maria odpowiedziała wliczając ich na palcach.

"Trzech. Wow." powiedział. "W porównaniu do mnie to cieniasy." dodał żartobliwie.

Wyszli z centrum handlowego i wskoczyli do jeepa, którego Max pożyczył Michaelowi. Uznał, z jakichś bliżej nieznanych powodów, że jego motocykl się nie nada.

"Australijki też są niezłe." Michael powiedział po chwili. "Nicole Kidman, idealny przykład.

"To Australijka?" Maria spytała.

"A jasne. Myślisz, że skąd ma takie ciało?"

Maria spojrzała na siebie. "Mnie by się takie przydało." wymamrotała.

Michael rzucił na nią okiem i wyjechał na drogę. "Nie przesadzaj, jest dobrze jak jest." powiedział jej i odchrząknął.

Maria spojrzała na niego i patrzyła jak kręci się nerwowo w siedzeniu. Nie mogła powstrzymać uśmiechu. Wiedziała, że Michael rzadko mówił komplementy, dlatego była zaskoczona, że w ogóle skomentował.

"Dziękuję." Maria powiedziała, nachyliła się i pocałowała go w policzek. Michael znów na nią spojrzał gdy usadawiała się z powrotem w fotelu. Uśmiechnął się do niej, zanim skierował uwagę z powrotem na drogę.

***

"Halo?" Liz spytała podniósłszy słuchawkę.

"Liz, to była najcudowniejsza noc w moim życiu." Maria powiedziała z drugiego końca linii.

Liz podniosła się opuszczając ciepło ramion Maxa i wyszczerzyła się do słuchawki. "Czyli było spoko?" spytała.

"O niebo lepiej niż spoko, to znaczy wiesz, chyba zaskoczyliśmy. To może być coś, Liz!" wykrzyknęła. Liz słyszała jaka jest podekscytowana.

"Cieszę się twoim szczęściem Maria." powiedziała. "Idziecie gdzieś znowu?"

"Jutro wieczorem." Maria odpowiedziała. "To poniedziałek, więc nie będziemy mogli być za długo, ale sama wiesz."

Liz uśmiechnęła się. "No i co, a nie mówiłam, gdybyś tylko zagadała do niego wcześniej, a tak ja muszę odwalać brudną robotę..."

"Wiem, wiem." Maria powiedziała. "Dzięki Liz."

"Proszę bardzo." Liz odpowiedziała. "No to pogadamy później, co?"

"No, później."

Liz odłożyła słuchawkę i położyła się z powrotem obok Maxa. Oboje byli ubrani i leżeli na pościeli.

"Kiedy Isabel ma zamiar wyjść?" Liz spytała znowu.

Max obiął ją w pasie i przyciągnął bliżej do siebie. "Jak tylko skończy rozmawiać z Alexem." odpowiedział i pocałował czubek jej nosa. "To może trochę potrwać."

Liz jęknęła i oparła czoło o jego klatkę piersiową. Musiała jednak przyznać, że samo leżenie w jego ramionach było wspaniałe. Przekręciła się tak, że leżąc na plecach wykorzystała jego ramię za poduszkę. Druga ręka Maxa spoczywała na jej brzuchu, w miejscu gdzie podwinęła jej się bluzka. Opuszkami palców malował leniwie małe kółeczka. Liz skręciła głowę żeby na niego spojrzeć, miał zamknięte oczy, a na jego ustach igrał zadowolony uśmieszek. Nawet jego uśmiech był podniecający. Normalnie już by się klęła ze bycie słabą i poddawanie się urokom mężczyzn, ale Max był inny. Chwilę jej zajęło zdać sobie z tego sprawę, ale teraz była tego pewna. Max nigdy by jej nie skrzywdził.

"Kocham cię." Powiedziała mu. Max otworzył oczy i popatrzył na nią.

Uniósł rękę i objął nią jej policzek. "Nie żebym narzekał, ale to skąd?" spytał.

Liz wzruszyła ramionami wpatrując się w naszyjnik, który obracała w palcach. "Sama nie wiem, myślę, że nie mówię tego dostatecznie dużo."

Max uśmiechnął się i palcem wskazującym obrócił jej głowę w swoją stronę. "Ja też cię kocham." powiedział i pochylił się muskając wargami jej usta. "Tak bardzo." dodał.

Liz uśmiechnęła się i wtuliła w niego, czując się bezpieczna, i najzwyczajniej szczęśliwa leżąc w jego ramionach.

Koniec z niepewnością. Poprzysięgła sobie.

CDN


Poprzednia część Wersja do druku Następna część