Raechel

Princess of Roswell (22)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Część 22

Max oparł się o szafkę niedaleko drzwi gabinetu dyrektora. Lekko obijał o nią głowę, chcąc jakoś oszczędzić czas. Wydarzenia dzisiejszego ranka przebiegały mu przez głowę. Aż wzdrygnął się na myśl w jakie tarapaty Liz się wpakowała w szkole, nie wspominając nawet o Parkerach.

Patrzył jak Maria podbiega do niego. Wyprostował się i wepchnął ręce do kieszeni.

"No więc.. co się dzieje?" spytała, gdy w końcu do niego dotarła. "Siedzą tam od rana! Co się dzieje?"

Max wzruszył ramionami i spojrzał do środka gabinetu przez okno w drzwiach, zobaczył panią Parker widocznie poirytowaną.

"Chciałbym tylko wiedzieć, co mówią." wymamrotał.

***

"Nic mnie to nie obchodzi!" Pani Parker krzyczała na Eda Hardinga. "Pańska córk apierwsza uderzyła Liz! Od małego uczono ją, że nie wolno jej uderzać pierwszej, chyba że czuje się zagrożona."

Ed Harding wstał, górując nad Nancy. "Pani siostrzenica złamała mojej córce nos!" odkrzyknął. "Tess tylką ją zadrapała! Co to w ogóle za reakcja?"

"Samoobrona." Nancy powiedziała z krzywym uśmiechem, krzyżując ręce na piersi.

"Do cholery z taką samoobroną!" wrzasnął.

Dyrektor Myers wstał i grzmotnął rękami o swoje biurko. "Dosyć!" krzyknął. "Panno Nelson, proszę wyprowadzić pana Hardinga na zewnątrz, chcę porozmawiać z panią Parker."

Ed rzucił Nancy wściekłe spojrzenie, po czym wyszedł za sekretarką. Kiedy tylko drzwi zamknęły się za nim, Myers usiadł w swoim skórzanym krześle i westchnął. Spojrzał współczująco na Nancy.

"Niestety, pani Parker," zaczął. "Będę musiał zawiesić Liz.."

Nancy zaczęła potestować, ale Myers uciszył ją podnosząc rękę. "Ale nie zostanie to uwzględnione w jej papierach. Panna Harding znana jest ze swojego temperamentu, a ja osobiście, znam panią i rodziców Liz. Także wiem z jakiego środowiska się wywodzi. Mimo iż sądzę, że mogły to załatwić inaczej, zwłaszcza w szkole, rozumiem, że Liz.. może być trochę poirytowana, ze wszystkim co się działo." powiedział, usiłując znaleźć słowa.

"Tess także zostanie zawieszona." Nancy powiedziała.

Myers przytaknął. "Ona także zostanie zawieszona, z tym, że uwzględnimy to w jej dokumentach." Myers oparł się o oparcie krzesła i ścisnął nasadę nosa. "Obie zostaną zawieszone na 5 dni." powiedział w końcu.

Nancy skinęła, i mimo że nie uśmiechał jej się pomysł z zawieszeniem, nieuwzględnienie go w rejestrze nadrabiało za nie.

***

Max odszedł od drzwi, gdy usłyszał jak się otwierają. Odsunął się, gdy wyszli Ed Harding i Tess. Spojrzała na niego gniewnie i odeszła. Stanęła w połowie korytarza i odwróciła się do niego.

"Do twojej wiadomości." powiedziała. "Z nami koniec."

Maria przewróciła oczami. "Trochę ci zajęło dojście do tego." wymamrotała, patrząc jak Tess odchodzi. Potem spojrzała w stronę drzwi, by zobaczyć jak wychodzi Nancy, a za nią Liz.

Nancy uśmiechnęła się do nich i spojrzała na Liz. "Spotkamy się w samochodzie." powiedziała, spojrzała na Maxa i wyszła.

Max podszedł do Liz, wziął ją za rękę, a drugą uniósł i dotknął jej policzka. Pogładził kciukiem szramę po pierścionku Tess. "No i co teraz?" spytał łagodnie.

Liz uśmiechnęła się szeroko i przewróciła oczami myśląc o tym jak to się wszystko skończyło. "Zawiesili mnie na 5 dni."

"Cholera." Maria powiedziała. "To nie będzie dobrze wyglądać w twoich papierach."

Liz znów się wyszczerzyła i pokręciła głową. "Niep, to nie trafi do rejestru." powiedziała i podniosła palec do ust. "Ćśśś. To tajemnica." powiedziała i mrugnęła.

Maria roześmiała się po czym rozciągnęła się udając, że ziewa. "No, mój dzień jej spełniony. Zobaczyłam jak moja przyjaciółka tłucze na kwaśne jabłko Podła Łasicę West Roswell High, i jestem absolutnie kontent." powiedziała. "Do zobaczenia później."

Max patrzył jak Maria idzie w dół korytarz, po czym złapał Liz za rękę i poprowadził w przeciwnym kierunku. Spojrzał na Liz, zatrzymał się i obrócił ją w swoją stronę.

"Przepraszam." powiedział.

Liz uniosła brew. "Okey." powiedziała, trochę zmieszana. "A za co?"

"Czuję się odpowiedzialny za to, co stało się dziś rano." Max powiedział, musnąwszy rozcięcie na jej policzku.

Liz wzruszyła ramionami. "Dziewczyna musi bronić swojego terytorium." powiedziała mu, i nachyliła się całując go delkiatnie w usta. "Może powinna obsikać ci nogawkę, żeby wszyscy wiedzieli, że jesteś mój." powiedziała, gdy szli korytarzem.

Max pokręcił głową i zaśmiał się. "Nie pozwolę ci się obsikać."

Zatrzymali się przy wyjściu i spojrzeli w stronę samochodu. Liz objęła Maxa za szyję, przyciągając go do siebie. Przycisnęła swoje usta do jego i pocałowała mocno. "No, to do zobaczenia później." powiedziała cicho odsuwając się.

Max wymamrotał coś zanim ją pocałował. "M-hm." w końcu powiedział i patrzył jak odchodzi do samochodu ciotki.

***

"Trzy dni." Maria zapiszczała podekscytowana przeglądając kolekcję płyt CD Liz. "Jeszcze trzy dni do koncertu. Matko, ale jestem podekscytowana!"

Liz położyła się na łóżku, uśmiechając się gdy jej pies biegał za jej starą skarpetą. Spojrzała w górę na Marię. "Piosenka na życzenie." powiedziała, a Maria skierowała na nią swoją uwagę. "Creed."

Maria skinęła i puściła rządaną płytę, zanim plasnęła na brzeg łóżka. "Zacięcie zaczyna już znikać." powiedziała.

Liz spojrzała w lustro po drugiej stronie pokoju i wzruszyła ramionami. Potem ponownie zajęła się kręceniem skerpetą po łóżku, patrząc jak Cole biega dookoła próbując ją złapać. "Alex też jest taki podekscytowany?"

Maria uśmiechnęła się szeroko. "Nie mógł przestac o tym gadać.."

Liz unisła brew. "Z tego co wiem, to ty tu całkiem sporo o tym nadajesz." powiedziała jej.

Maria wzruszyła ramionami. "Dużo mniej niż on." powiedziała. "Myślisz, że ktoś w ogóle przyjdzie?" spytała po chwili.

"Szczerze im radzę. Jeśli nie chcą stanąć przed Wszechmocnym Gniewem Liz Parker." powiedziała. "Nie martw się mała. Przyjdą, zapełnią tą budę po brzegi! Gwarantuję."

Maria westchnęła. "Masz rację." powiedziała. "Nie ma się czym martwić."

"Nie ma." Liz zapewniła.

Maria westchnęła jeszcze raz. "Jasne." powiedziała. "A co jak zapomnę tekstu?"

Liz przewróciła oczami i rzuciła ją przemoczoną skarpetką. "Dasz już spokój?" powiedziała poirytowana. "Doprowadzasz mnie do szału."

Maria uśmiechnęła się trochę i rzuciła skarpetkę na ziemię. Cole zeskoczyła z łóżka, pochwyciła skarpetę i zaczęła nią trząść jak szalona.

Liz odwróciła głowę w stronę drzwi, gdy usłyszała jak Nancy najpierw puka, potem wtyka głowę do środka. "Jakob dzwoni." powiedziała.

"Dzięki." Liz podniosła słuchawkę i przyłóżyłą ją do ucha. "Yo."

"No jak się masz?" spytał i Liz już wiedziała, że jest całkowicie zrelaksowany. Nie słyszała go takim od bardzo dawna. Od kiedy byli dziećmi.

"Świetnie." Liz powiedziała i uśmiechnęła się włąśnie zdając sobie sprawę, że było naprawdę świetnie. "A jak u ciebie?"

"Całkiem nieźle." powiedział i uśmiechnął się do telefonu. Liz zaczynała podejrzewać, że był taki zrelaksowany z innego powodu.

"Przeleciałeś kogoś." Liz przewróciła oczami, gdy Maria wgapiłą się w nią z otwartymi ustami.

"Boże, Liz, czy ty zawsze musisz być taka wprost?" spytał, już znając odpowiedź.

"Jak cholera, kapitańciu." powiedziała siadając. Całkowicie zainteresowana nową dziewczyną swojego brata. "To kim on jest?"

"Na imię ma Ronica." powiedział. "Jedna z tych, które wolą powoli."

"Kicha."

"Zamknij się, Liz. Naprawdę mi się podoba, i tym razem chyba też chcę podejść do tego powoli." Jakob powiedział szczerze.

Liz przewróciła oczami. "Proszę, wszyscy jesteście podobni." powiedziała. "Bawicie się nami, wystawiacie szopkę, że niby tacy boscy jesteście, a my prawie omdlewamy na wasz widok miesiącami. A jak już nas przypilicie, to koniec pieśni i bye bye kotku."

"Czy ty już zawsze będziesz taka nieufna?"

Liz spojrzała w syfit, myśląc. "Pewnie tak."

"Do twojej wiadomości." Jakob zaczął. "Nie wszyscy faceci tacy są, a już napewno nie ja. No daj spokój, Liz, musi być choć kilku gości, którym ufasz. Poza twoim drogim kochanym bratem oczywiście."

"Niep, żadnego."

"Nawet Max?" spytał.

"Ok, wyjątek. Ufam Maxowi, ale zawsze będę miała swoje wątpliwości." powiedziała. Mimo że ufała Maxowi, całkowicie, zawsze zostaje ta mała część jej, która będzie niepewna.

"Moim zdaniem, nie masz się czym martwić jeśli chodzi o Maxa." Jakob powiedział jej.

"Taak." powiedziała. "Też tak myślę."

***

Max zapukał do drzwi Parkerów. Dzisiaj była Impreza Pożegnalna dla Absolwentów West Roswell High w Starej Fabryce Mydła, i mimo że cieszył się, że zobaczy jak jego przyjaciele grają, jeszcze bardziej cieszył się na myśl o spędzeniu czasu z Liz. Od kiedy ją zawiesili, musiał siedzieć w szkole i męczyć się bez niej, ogólnie nie mieli okazji się widywać. Strasznie za nią tęsknił.

„Nara ludzie.” Liz zawołała otwierając drzwi. „Chodźmy.” Powiedziała i łapiąc Maxa za rękę poprowadziła go do schodów.

Miała na sobie błękitny top na ramiączkach i rybaczki w kolorze khaki. Swoją skórzaną kurtkę przerzuciła przez ramię. Włosy związała w luźny kucyk z kilkoma pasemkami opadającymi wokół twarzy. Max rzucił okiem na jej usta, błyszczące od błyszczyku, i nagle zapragnął ich posmakować.

„Liz, poczekaj chwilę.” Powiedział i pociągnął ją za rękę gdy dotarli do końca schodów

Liz obróciła się by na niego spojrzeć. „Co? Max, no co ty, musimy iść, już jesteśmy spó-„ Max uciszył ją pocałunkiem. Szybko przejechał językiem po jej dolnej wardze, smakując jej truskawkowego błyszczyku, zanim zagłębił się dalej w jej usta. Ich języki pojedynkowały się przez kilka rozkosznych chwil, zanim odsunął się i popatrzył na nią.

„Musiałem to zrobić.” Powiedział, pozwalając luźnym kosmkom jej włosów przepływać mu między palcami.

Liz skinęła. Tylko tyle zdołała zrobić. Zaskoczył ją tym pocałunkiem, zaniemówiła. Liz uśmiechnęła się, nachyliła i pocałowała lekko w usta.

„Ok.” powiedziała idąc tyłem w stronę obrotowych drzwi. Cały czas machała ich złączonymi rękami między nimi. „Chodźmy, chcę się zabawić.” Powiedziała z szerokim uśmiechem.

CDN









Poprzednia część Wersja do druku Następna część