Marta

Max & Liz (1)

Wersja do druku Następna część

"Max…..ile to już czasu, od kiedy odleciałeś wraz z Isabel i Tess na Antar? Chyba z 50 lat……..nie, to tylko moje wrażenie. Tak naprawdę nie ma cię 3 lata, a ja tak bardzo za tobą tęsknię. Obiecałeś, że wrócisz, więc czekam. Ale ile można? Maria ma szczęście…Michael został dla niej. On ją bardzo kocha. Dlaczego ty nie zdobyłeś się na zostanie dla mnie? Wiem, twój syn by tu nie przeżył. Tak bardzo się o niego bałeś. A ja bałam się o los świata. Może tu tkwił nasz błąd? Za bardzo baliśmy się o innych, a nie pomyśleliśmy o sobie. Tylko, że ja bałam się o to, że gdy będziemy razem, cały świat zginie, moi rodzice, Maria…Nie chciałam być odpowiedzialna za wybuch międzygalaktycznej wojny. Ale jestem odpowiedzialna za śmierć Alexa… Nie odnalazłam tego, kto go zabił. Czuję się winna. To wszystko jest zbyt trudne, nawet dla mnie, Liz Parker. Być może wkrótce….Valenti. Tak, spotykam się z Kyle’m. Nie chcę być sama, a on jest moim najwierniejszym przyjacielem…No tak, pomyślisz pewnie, że mam dość Marii. To nie tak. Ona jest teraz szczęśliwą żoną Michaela. Nie ma czasu, aby cały czas słuchać moich wspomnień o tobie. Kyle mnie rozumie. Wie, że nigdy nie przestanę cię kochać. Mimo to uważa, że powinnam się z nim związać na stałe. Nie wiem. Przecież czekam na ciebie…Wrócisz. Obiecałeś…"

Liz zamknęła pamiętnik i wsunęła do szuflady. Spojrzała w niebo. Tak, Max odleciał razem z Tess i Isabel. Maria i Michael pobrali się, a Alex zginął przed odlotem obcych. Kyle cały czas był przy Liz. W końcu wszyscy zaczęli uważać ich za parę, a oni nie zaprzeczali. Bo i po co? Teraz Liz coraz częściej myślała o Maxie. Bardzo za nim tęskniła i to bardzo ją bolało. Zaczęła wspominać wspólnie spędzone chwile i zasnęła, trzymając dłoń na zdjęciu Maxa.

Rano Liz obudziła się przerażona. Śniła o Maxie. Miał poważne kłopoty i chciał wracać na Ziemię. Jednak Tess mu to skutecznie uniemożliwiała. Jego syn nie urodził się, bo Tess go zabiła. Max nie mógł uwierzyć w to, co Tess zrobiła z ich synem. Chciał pomścić syna, ale Tess była silniejsza, miała za sobą całą armię wojsk Antaru. W końcu odnalazł drogę do domu, ale potrzebna mu była Liz. Bardzo chciał wrócić, ale Tess go nie puszczała. Czekała, aż Kavar spełni obietnicę i zabije Maxa. Max wiele razy próbował porozumieć się z Liz, ale zawsze ktoś mu przeszkadzał. Dopiero teraz udało mu się z nią porozumieć, ale gdy chciał prosić ją o pomoc, wszedł Kavar. Oznajmił Maxowi, że jutro rano go zabiją razem z Isabel. „ Więc to koniec? Już nigdy nie wrócę do domu, na Ziemię? Zostawię Liz samą? Nie, muszę się z nią skontaktować! Muszę.” – myślał Max. Po chwili wprowadzono do niego Isabel. Razem mieli czekać na jutrzejszy poranek. Isabel poradziła Maxowi, żeby spróbował dziś ostatni raz, a ona zatrzyma intruzów. Max miał nadzieję, że tym razem się uda.

W Crashdown Cafe Liz opowiedziała o wszystkim Kyle’owi. Maria była jak zwykle zajęta Michaelem, a poza tym miała wizytę u ginekologa, bo podejrzewała, że jest w ciąży. Kyle był całą sytuacją mało zdziwiony, bo podejrzewał, że Max będzie próbował porozumieć się z Liz. Tyle, że nie rozumiał, jak Max mógł zostawić Liz samą. A teraz nagle czegoś chce. Po dwóch godzinach do kawiarni przyszedł Michael. Maria miała do nich dołączyć. Siedzieli w milczeniu i takich zastała ich Maria.

— Cześć wszystkim! Co tu tak cicho, jak w grobowcu?

— Liz coś ukrywa i mi nie chce powiedzieć- powiedział Michael.

— Nie to, że nie chcę, tylko czekałam na Marię. Ale teraz mogę wam powiedzieć.

— To, o co chodzi???

— Tej nocy śnił mi się Max. Chciał się ze mną skontaktować, ale nie mógł do końca mi przekazać o co chodzi. I co ja mam teraz zrobić?

— Czyżby Tess mu się znudziła? – spytał Michael.

— Michael! – krzyknęła Maria.

— Nie, Tess zabiła ich syna, a teraz mają zabić Maxa i Isabel. Więc co ja mam zrobić?

— Najlepiej poczekaj na noc i zaśnij tak jak wczoraj. Czy nim zasnęłaś robiłaś coś dziwnego?- spytał Michael.

— No, oglądałam zdjęcia z NIM, zasnęłam z ręką na zdjęciu Maxa ze szkoły, ale to jeszcze nic ni.........

— Masz to samo, co Isabel, możesz wchodzić do snów i w ogóle. Jak my...Liz, czy ty jesteś pewna, że twoi rodzice, to biologiczni rodzice?

— Chyba tak, nie wiem……….a co?

— To lepiej sprawdź. Może ty jesteś jedną z nas?- podsunął Michael.

— Dobra, sprawdzę. I poczekam na sen, może Max mi coś powie? Do jutra!!!

— Do jutra. Jakby co, dzwoń do mnie, kiedy chcesz. – powiedziała Maria i wyszła z kawiarni z Michaelem i Kyle’m. Liz poszła do pokoju i zaczęła znów myśleć o Maxie. Sama nie wiedząc, kiedy, zasnęła. I znowu przyśnił się jej Max. Mówił coś o granilicie, że musi użyć jednego z orbitoidów go uruchomić. Ma na to mało czasu, godzinę. Liz obudziła się i natychmiast zadzwoniła do Marii. Odebrał Michael;

— Liz? Co ty? Jest piąta nad ranem, normalni ludzie śpią o tej porze…

— My jesteśmy kosmitami i nie śpimy, tylko jedziemy ratować Maxa i Isabel!

— Jak to MY? Ty też?

— No. Moi rodzice znaleźli mnie na drodze koło Utah. Nie chce mi się gadać, ale wiem, że nie znaleziono kogoś , kto mógłby być moją matką tu na Ziemi. Jestem kosmitką. A teraz ruszaj tyłek i jedziemy ratować Maxa i Isabel.

— Zaraz u ciebie będę.

—Nie, spotykamy się przy granilicie, weź orbitoidy.

— Jasne. Zaraz tam będę.

Cdn...


Wersja do druku Następna część