Aga

Koniec Początku (4)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Wszyscy siedzieli w sali Marii wesoło rozmawiając. Wszyscy tzn. bez Michael'a. Był w domu i od rana do lustra ćwiczył to, co powie Marii, kiedy do niej pójdzie. Ale na złość nie wychodziło mu. Była już piąta. No tak zapomniał. Umówił się z resztą, że pójdą do Marii o drugiej.
Tymczasem Liz, Max, Alex i Isabel siedzieli u szczęśliwie wyzdrowiałej pacjentki i rozmawiali:

— Maria, ale wiesz, że jutro po południu wracasz do pracy. Jest twoja zmiana! – śmiała się Liz.

— Tak jest szefie! – odpowiedziała.

— Pani Markham poprawiła już klasówki z angielskiego. Dostałaś piątkę. – powiedziała Isabel.

— To świetnie!! – cieszyła się Maria.

— Mam dla ciebie niespodziankę. Zamknij oczy.- poprosił Alex

— Dobrze, ale najpierw powiedz, jaką. – upierała się.

— Wtedy to już nie będzie niespodzianka. – No zamknij!!! Tylko nie podglądaj!

— OK.!
Alex wyszedł z pokoju i przyprowadził ze sobą Billy'ego. Miał zawiązaną na głowie małą kokardkę.

— Już możesz otworzyć.

— Billy!!!!! – krzyknęła Maria. Chciała do niego podejść i przytulić, ale nie miała na tyle sił, więc on podszedł do niej. Rzuciła mu się na szyję i mocno się do niego przytuliła. W tym momencie do pokoju wszedł Michael. Popatrzył się i zdziwił.

— Cześć Maria! -powiedział DOŚĆ głośno. Nie odpowiedziała. Nadal tkwiła w 'uścisku".

— Hej Michael. – odezwał się Max.

— No już wystarczy, bo mnie udusisz! – powiedział błagalnym głosem Billy.

— Przepraszam. Kiedy przyjechałeś z Nowego Jorku? – nie miała zamiaru nawet spojrzeć w stronę Michael'a.

— Dwa dni temu. Przyjechałem, aby cię odwiedzić. – Na razie zostaje na miesiąc, ale być może...

— Wrócisz na stałe. – dokończyła za niego.

— Dokładnie. – potwierdził.

— To wspaniale. Gdzie się zatrzymałeś?

— Maria. Przyszedł Michael. – szepnęła Liz do przyjaciółki. – Nic nie powiesz?

— Mhm. Cześć. – I zwróciła się do Billy'ego. – No to gdzie się zatrzymałeś?

— W hotelu.

— O nie. Błędna odpowiedź. Przeprowadzisz się do mnie. – po czym przytuliła go ponownie.
Michael stał jak wryty. Takiej wersji wydarzeń się nie spodziewał. Myślał, że Maria będzie na niego wrzeszczeć, obrazi się lub cos w tym stylu, ale nie sądził, że po prostu będzie go ignorować!

— Max idę już. Mam trochę roboty w domu. – popatrzył na kumpla, po czym wyszedł.

— My też się zbieramy. – odrzekł Max do Marii. Wtedy do pokoju weszła Amy DeLuca.

— Cześć mamo!

— Kochanie, jutro wracasz do domu. – poinformowała córkę.

— Hurra!! – krzyknęła Liz razem z Alexem.

— Wspaniała wiadomość. Ale my już naprawdę musimy iść. – odpowiedziała Isabel.

— Pa! – pożegnała się Liz i ucałowała przyjaciółkę.
Wszyscy wyszli zostawiając Marię samą z Billy'm. Musieli przecież obgadać dwa lata.

Następnego dnia Maria była już w domu. Czuła się jeszcze słaba, dlatego mama pozwoliła jej nie iść do poniedziałku do szkoły. Umówiła się, że Billy przeprowadzi się do niej właśnie dzisiaj. Nie miał wiele rzeczy i zatrzymał się w pokoju gościnnym. Był teraz w mieście. Maria miała trochę czasu, aby pomyśleć. "Michael nadal ma mój pamiętnik. Przeczytał tylko te fragmenty czy cały?". Maria prowadziła pamiętnik odkąd jej ojciec odszedł. Musiała wtedy komuś się wyżalić a nie chciała więcej obciążać Liz. Oj tak, Elizabeth Parker i Maria DeLuca dwie przyjaciółki – siostry. Ona nigdy jej nie opuściła była przy niej na dobre i na złe. " Liz jest teraz w pracy." –
przypomniała sobie – " Pójdę do niej". Ubrała kurtkę i wyszła. Szła powoli, bardzo powoli. Chciała być pewna, że dojdzie cała. Odczuwała pewnego rodzaju lęk, którego nie była w stanie uzasadnić. Otworzyła drzwi restauracji i usiadła na krześle. Zmęczyła się. Liz obsługiwała klienta. Kiedy skończyła podeszła do przyjaciółki.

— Hej Maria. Zrobić sobie przerwę?

— Tak, jakbyś mogła. – odpowiedziała.

— No to chodźmy na gorę. – zaproponowała Liz.
Nagle Maria przypomniała sobie swój sen i te wszystkie uczucia, jakie doznawała będąc w śpiączce. Przestraszyła się i stanęła.

— W porządku? – spytała troskliwie Liz.

— Tak. Już idę. – Maria odważnie weszła do środka. Usiadła na łóżku
i popatrzyła na telewizor. Obawiała się, że zaraz się włączy.

— Chcesz pogadać? – Liz zaczęła rozmowę. Widać było, że Marii trudno zrobić. – Będzie ci lepiej. Poczujesz ulgę. – Maria milczała. – Nie wierzę w to, ale Valenti mówi, że chciałaś... – głos się jej załamał – ...że chciałaś się zabić. Nikt w to nie uwierzył, ale okoliczności...

— Nie chciałam popełnić samobójstwa. – oznajmiła – Jechałam za szybko, bo byłam piekielnie zła i nie zdążyłam zahamować. – Dalej Maria opowiedziała cała historię jak pomyliła zeszyty o rozmowie
z Michael'em i o tym, że miała dziwne sny. Na ten ostatni temat wolała powiedzieć jak najmniej.. Nie była jeszcze gotowa. – Wiesz on
w dalszym ciągu ma mój pamiętnik. Nie chce, aby on go przeczytał, ale tez sama nie pójdę po niego. Czy mogłabyś?

— Nie Mario. Przykro mi, ale uważam ż powinnaś to zrobić wtedy, kiedy będziesz gotowa. Myślę, że nie przeczyta już dalej. Rozumiem, że pisze w nim nie tylko na jego temat, ale i o twoim ojcu i innych sprawach, o których nie chciałabyś, aby wiedział, prawda?

— Tak masz rację. – dziewczynie popłynęła łza po policzku. Ostatnio właśnie łez jej nie brakowało.

— Powiedz mi tylko czy nie przesadzasz ignorując go i traktując w ten sposób. Kochasz go przecież, więc, o co chodzi?

— Pierwszą osobą, o której pomyślałam po obudzeniu się był właśnie on. Nie było go przy mnie...

— On bardzo cierpiał naprawdę! – przerwała jej Liz.

— Poczekaj daj mi dokończyć! Zrozumiałam, iż muszę odpocząć od kosmitów i kosmicznych problemów. Muszę zacząć myśleć o sobie. Nie jestem zła na Michael'a tylko za ten pamiętnik, ale ta sprawa przesądziła o wszystkim. Jesteśmy całkiem inni, różni od siebie.
A w naszym wypadku przeciwieństwa się nie przyciągają wręcz przeciwnie. Chcę spróbować być szczęśliwa z kimś innym. – tłumaczyła Maria.

— Z Billy'm. – dopowiedziała Liz.

— Możliwe. – potwierdziła – Dziś umówiliśmy się w Crashdown.

— Maria, rozumiem cię i jestem z tobą! – Liz objęła Marie.

Po tak długiej rozmowie dziewczyny zgłodniały i postanowiły zejść na dół po coś na ząb. Kiedy najadły się już do syta Maria pożegnała się i ruszyła do domu. Znowu powoli, ale już pewniej. Musiał się naszykować na spotkanie. Po godzinie wyglądała rewelacyjnie.

W Crashdown chłopak już czekał. Długo rozmawiali śmiejąc się przy tym. Między innymi wspominali dawne czasy. "Jak mi dobrze!" – pomyślała – "Już dawno się tak nie śmiałam." Nagle Billy przybliżył się do niej
i pocałował. Maria odwzajemniła pocałunek. Niestety nie wzbudził w niej żadnych emocji. Nie tak jak chciała. Całe zajście widział Michael, który miał właśnie zamiar wejść do środka. " Nie, o nie ja na to nie pozwolę. Maria to moja..." – pomyślał chcąc wejść do kawiarni, ale zrezygnował
w ostatnim momencie. Odszedł.

Do stolika Marii i Billy'ego podszedł Max, który siedział w innym boxie
i poprosił dziewczynę o rozmowę w cztery oczy:

— Maria wszystko widział Michael. Stał za drzwiami. – zaczął Max.

— Trudno. – odburknęła.

— Nie możemy się teraz skłócać. Valenti nas śledzi. Alex i Isabel to zauważyli. Musimy uważać. – ostrzegał – Martwię się o Michael'a bo on nic nie wie.

— Przepraszam. – odparła i odeszła bez słowa.

Michael szedł chodnikiem kopiąc jakąś puszkę. Jakiś wewnętrzny głos mówił mu: Jesteś zazdrosny! Kochasz ją! Jesteś zazdrosny!!!!

— Ja zazdrosny!!!!!!!!!! – mówił głośno sam do siebie – W życiu!!!! Nigdy!!! A swoją drogą ciekawe, że Maria nie widzi, jaki to palant
Z tego Billa!!!
Nagle puszka, która tak zawzięcie kopał zaczęła go wkurzać, więc wysadził ją w powietrze używając mocy. I poszedł dalej.

Był nie rozsądny. Nie wiedział, że widział go Kyle. Kyle Valenti syn szeryfa. A to mogło oznaczać tylko jedno: K Ł O P O T Y.



Poprzednia część Wersja do druku Następna część