Hotaru

Zan & Ava (2)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Nareszcie! Błękitna planeta. Lśni przepięknie, niczym najdroższe kamienie.
Kal patrzy niespokojnie na czujniki. Trochę uszkodziliśmy statek, kiedy walczyliśmy z Nasedem. Leży teraz bez przytomności, podobnie jak jego pobratymiec. Nie mam pojęcia, skąd on się tutaj wziął.
Trzy minuty do lądowania. Chyba będzie bardzo twarde...

Nie mam już sił, ale muszę dalej biec, uciekać. Ludzie to nie są przyjazne istoty, o nie! A przynajmniej ich wojsko. Hm, nic dziwnego, że ten kraj jest taki wielki, jak na standardy ziemskie.
Zakopałem orbitoid koło jakiegoś szkieletu wieży, czy czegoś takiego. Dziwne urządzenie, emituje coś. Szkoda, że nie mam czasu, by się temu przyjrzeć. Muszę przygotować kryjówkę dla granolithu i jednego kompletu dzieci.
Ale najpierw muszę je odzyskać.

Ludzie mnie jednak zadziwiają.
Jesteśmy na pustyni, przygotowujemy z Kalem grotę. Bardzo prosta rzecz, ale nikt prócz Antarczyka tego nie otworzy. Granolith będzie ukryty za kompletem. Raczej Nasedo nie jest na tyle inteligentny, by zbadać kryjówkę czwórki.
Martwią mnie sygnały, które docierają z kopii. Moim naukowcom chyba się nie udały. Coś jest nie tak, ale Kal mnie uspokaja, że zajmie się tym. Mam nadzieję, że nie wymyśli nic drastycznego.

Strasznie mi brak Val. Ze swoim humorem i pomysłami z pewnością by się nam przydała. Poza tym umie zaglądać do czyichś umysłów. To bardzo pożyteczna umiejętność!
Spoglądam niespokojnie na nocne niebo. Na które gwiazdy teraz patrzy? Jeśli w ogóle patrzy... Nie, nie wolno mi tracić nadziei. Jest silna, da sobie radę.

Zabawne, jak los może z kogoś zakpić. Kiedyś miałem do dyspozycji ogromne, potężne armie i przegrywałem wojny. Teraz mam siebie, Kala i być może gdzieś tam siostrę... A mimo to udaje mi się wyjść cało z każdej opresji. Moja moc jest z każdym dniem większa i to mnie niepokoi. Jak nad nią zapanuję?

Jednak Nasedo uciekł ludziom, to ciekawe. Sądziłem, że nie zdoła tego zrobić. Mają dobre zabezpieczenia i trochę zdążyli nas już poznać.
Kal wrócił z Nowego Jorku. Oznajmił, że wszystko zostało przygotowane. Uwolniłem go od obowiązku. Niech teraz żyje w spokoju na ziemi, przybierze czyjąś postać i czeka aż moje młodsze ja go odnajdzie. Będzie mu potrzebny. Kavar i jego poplecznicy nie zwykli zasypywać gruszek w popiele.

Odnalazłem panią Parker. Wydawała się zaniepokojona całą sytuacją. Pewnie się boi, całego tego FBI, naszych wrogów i ludzi. Wymazałem więc część informacji z jej pamięci. Dla jej dobra.
Wpadłem przy okazji na świetny pomysł... Po co zdawać się na los? Skoro moja moc jest tak ogromna, to ją wykorzystałem. Zmieniłem maleńki fragmencik przyszłości. A właściwie to dwa. Ava musi mieć jakieś zdolności, które chroniłyby ją przed wrogami. A najprostsza droga do tego wiedzie przez uzdrowienie...

Nie mam po co już czekać pięćdziesięciu lat... Matka odeszła, Rath odszedł, Vilandra też.... Jej niezwykłe umiejętności oddały jej ostatnią przysługę. Mimo odległości zdołała się ze mną skontaktować, bo zasnąłem. Ostatnie spotkanie... Wyglądała strasznie, nie wiem, co ten drań jej zrobił. Zdołała uciec, by się ze mną skontaktować. Paradoksalnie przez ten kontakt ja wpadłem. Lecz to nic. Skoro Nasedo zdołał uciec, mnie również uda się uciec.
Vilandra twierdzi, że Kavar wysłał samego Nicholasa wraz z ogromnym oddziałem. To niedobrze. Będą przeszkadzać, ale pozbyć ich się nie mogę – bo będą przysyłać coraz więcej, aż do skutku.
Za dwa dni muszę zniknąć. Nasedo zaczął węszyć na pustyni wokół Roswell. Musiał się domyślić, że gdzieś tam ukryliśmy klony. Ale on wejść tam może dopiero wówczas, gdy jakieś dziecko się urodzi. A wówczas biada tobie...
Ucieczka łatwa nie będzie, może nawet ryzykowna. Ale oni nie mogą się domyślić, że wśród klonów nie ma Avy... To przecież dla niej tutaj przylecieliśmy.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część