Kath7 - tłum. Milla

Burn For Me (18)

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część

CZĘŚĆ 18


Dotarcie do Nowego Jorku zajmuje zbyt wiele godzin. Znosi to. Czym jest kilka godzin, kiedy porówna się je do lat, które spędził myśląc, że ona nie żyje? Czym jest kilka godzin w porównaniu do lat, kiedy to nie będzie dłużej sam?

Nie jest zdenerwowany, ani nie boi się, że źle zrozumiał to, co wiedział, kiedy obudził się tego ranka. Siedzi cicho w autobusie, patrząc prosto przed siebie przez większość podróży. Nie wygląda przez okno, bo jest całkowicie skupiony na tym, co leży przed nim.

Będzie w mieście późnym popołudniem. I tam będzie na niego czekał prawdziwy powód, dla którego przeżył te wszystkie lata.

Przez cały ten czas był w błędzie. Nie przeżył, żeby być karanym. Przeżył dla tego dnia.

Poprosiła go, by dla niej pałał i robił to przez pięć lat, nie wiedząc nawet co to znaczyło. Teraz to wie. Chciała, żeby trzymał się małej iskierki nadziei w swoim sercu, że znów się spotkają. Aż do swojego snu ubiegłej nocy nie był nawet świadomy, że wiedział ciągle czym w ogóle jest nadzieja.

Teraz wie. Ten płomień nigdy zupełnie nie zgasł.

Liz żyje.

Ona żyje, potrzebuje go i on nie pozwoli, by cokolwiek stanęło na drodze. Ani Jednostka Specjalna, która jak przypuszcza, będzie na niego czekać. Ani lata przez które byli rozdzieleni. Ani fakt, że z jakiegoś powodu, którego ciągle nie rozumie, ich połączenie nie jest tym, czym kiedyś było.

Nie martwi się. Wszystko się wyjaśni. Musi się wyjaśnić. Los sprowadził ją z powrotem do niego, najpierw we śnie, wkrótce w rzeczywistości i nie pozwoli by coś stanęło na drodze. Ani poczucie winy, ani strach, ani wątpliwości. Nic z tego się nie liczy. Obchodzi go tylko Liz. Wie, że ona na niego czeka i nie zawiedzie jej ponownie.

Ona żyje i w tej chwili to wszystko, co ogarnia jego umysł. Dlaczego, jak, wszystko to się w końcu wyjaśni.

Dopiero, kiedy autobus znalazł się na obrzeżach miasta, marszczy lekko brwi. Pamięta dlaczego do tej pory trzymał się z dala, ale dopiero w tym momencie zastanawia się co się zmieniło. Ujawnienie się ciągle nie jest dla niego bezpieczne. A jednak teraz nie dba o to. Czy nie powinien bardziej się przejmować, teraz kiedy wie, że jego powrót wpłynie nawet na Liz? Że ona będzie w niebezpieczeństwie z jego powodu?

Ale wie jakoś, że tak nie będzie. Coś się dzisiaj zmieniło na świecie. Czuje się wolny i uświadamia sobie, że nie chodzi tylko o Liz. Nie wie co to jest, ale wie, że wszystko będzie dobrze. Jego serce jest lżejsze, niż było od lat – w czasach zanim dowiedział się o istnieniu Jednostki Specjalnej.

Jednostka Specjalna nie będzie na niego czekać. Nie rozumie dlaczego, ale wie, że to prawda.

Jedynym wyjaśnieniem jest to, że Pierce jest martwy, albo wkrótce będzie. Ponieważ dopóki wróg Maxa żyje, nie spocznie dopóki znów nie dostanie Maxa w swoje ręce.

Max nie próbuje znaleźć odpowiedzi dlaczego tak musi być, ani jak do tego doszło. Odpowiedzi się pojawią. Zresztą nie ma już czasu na zastanawianie się. Autobus wjeżdża na dworzec i czuje, jak jego serce zaczyna walić.

Nie jest jeszcze w stanie jej wyczuć, ale jest pewien, że ona jest blisko. Czeka nie niego i nareszcie, nareszcie będą razem.

Nie ma więcej czasu na myślenie. Wszystko się wyjaśni, kiedy spotka się z Liz twarzą w twarz. Dzisiejszy dzień będzie dniem odpowiedzi. To będzie dzień rozwiązań.

To będzie dzień, by ruszyć z przeszłości we wspaniałą przyszłość z kobietą, którą zawsze kochał; kobietą, którą opłakiwał przez pięć lat; kobietą, którą by ponownie zobaczyć, przeżył.

Wysiada z autobusu, wchodzi na dworzec i rozgląda się dookoła. Zbliża się pora kolacji, czas kiedy podróżni wracają do swoich domów, więc dworzec jest przepełniony, ale nie obawia się, że ją przeoczy. On nie jest dłużej tym, który pała. Ona jest płomieniem i ciągnie go do niej jak ćmę do prawdziwego płomienia. Łatwo ją znajduje.

Siedzi na ławce w spokojnej części dworca, jej plecy są wyprostowane, jej dłonie splecione ciasno na kolanach. Nie wpatruje się w tłum szukając, jak można by się spodziewać. Tak naprawdę jej oczy są zamknięte.

Bo przecież ona nie musi widzieć tego, co wie w sercu. Wie, że on się zbliża. Jego przeznaczeniem jest ją tu znaleźć. Los przywiódł ich do tego momentu.

To nie oznacza, że on nie pozwala sobie na odczucie ulgi na jej widok. Uświadamia sobie, że pomimo swojej nowo przywróconej wiary, przygotowywał się na rozczarowanie. Przygotowywał się, że być może to wszystko było tylko trikiem jego umysłu – że jego uszkodzona psychika w końcu doprowadziła go do szaleństwa.

Pozwala sobie przez moment pławić się w wizji, którą jest Liz. Żywa. Liz, żywa. Czuje jak jego dłonie zaczynają drżeć na myśl o dotknięciu jej. Żywej. Ciepłej. Oddychającej.

Żywa Liz.

Po przyjęciu do wiadomości, że ta młoda kobieta to naprawdę Liz – starsza, ale ciągle Liz – przygląda się zmianom. Jej włosy są bardzo długie. Spływają przez jej ramiona niemal do pasa. To najbardziej oczywista zmiana fizyczna. Zauważa też coś w jej twarzy. Jest tam ostrożność nawet mimo tego, że wyraz jej twarzy jest teraz neutralny.

Pragnie zobaczyć jej oczy. Ciągle są zamknięte, mimo że wie, iż ona nie śpi. Po prostu czeka, ale on jest przelotnie nieśmiały. Po raz pierwszy zastanawia się gdzie ona była, co robiła.

Minęło pięć lat. Co przeżyła przez te pięć lat? Przypomina sobie swoją grę w "co jeśli".

"Co jeśli" ona tam jest, żywa i nie sama?

Jego oczy szybko przenoszą się na jej dłonie. Ciągle są splecione, więc nie widzi jej palców, by sprawdzić czy ma obrączkę. Oczywiście obrączki i tak mogło tam nie być. Brak obrączki nie oznaczałby koniecznie, że ona była sama. Ma tylko dwadzieścia jeden lat. Zbyt młoda na małżeństwo, jak uważałoby większość ludzi.

Ma zamiar włożyć obrączkę na jej palec tak szybko, jak to tylko możliwe, jeśli ona tego chce. Nie dba o ich domniemaną młodość. Czuje się tak, jakby przeżył bez niej dwa miliony żyć przez ostatnie pięć lat. Przeżyje tak mało czasu, jak to tylko możliwe bez przywiązania jej trwale do siebie.

Jeżeli ona tego chce. Jeżeli jest sama.

Ona musi być sama. Ponieważ jeżeli tak nie jest, to dlaczego teraz? Dlaczego teraz przywołała go do siebie? Zrozumiał, że uciekł bo wiedział jakoś, że w końcu miał ją znaleźć żywą, ale dlaczego teraz?

Jest tylko jeden sposób, żeby się dowiedzieć.

Max rusza do przodu. Chce usiąść obok niej, ale tego nie robi. Nie dotknie jej dopóki nie będzie pewny. Nie dotknie jej dopóki nie będzie pewien, że ona właśnie tego chce.

Opuszcza się ostrożnie na ławkę naprzeciwko niej. Patrzy jak ona się napina. Jej oczy są ciągle zamknięte, ale wie, że jest świadoma jego obecności.

Co ona teraz myśli, przed otworzeniem oczu? Rozpaczliwie chce wiedzieć i czuje, że się dowie gdy tylko ich spojrzenia się spotkają.

Podejrzewa, że kiedyś, z połączeniem, wiedziałby. Ale połączenie jest stłumione, nie jest takie jak było. Czuje ją teraz, będąc tak blisko niej, ale płomień w jego sercu, którym jest Liz, jest przysłonięty.

Co jej się stało?

Nie boi się dowiedzieć, ani nie jest zdenerwowany. Ich przeznaczeniem było się odnaleźć. Nie może być źle.

Płonie z niecierpliwości, żeby go zobaczyła.

Kiedy jej ukochane ciemne oczy w końcu się otwierają, nie jest rozczarowany.

W tym ułamku sekundy, wie to, co i tak zawsze wiedział.

Ona też dla niego pałała.




Poprzednia część Wersja do czytania Następna część