_liz

Krople pustyni (6)

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część

VI

Gwar, para, zapach świeżo parzonej kawy.

Tak, to ponownie kawiarnia.

Siedzę właśnie z Marią. Siedzimy tak od piętnastu minut i żadna z nas nic nie mówi. Zdążyłam z nudów wypić prawie całą szklankę coli. A ona wręcz przeciwnie. Nie tknęła nawet swojej wody z limonką. Z nerwów.

Skąd wiem, że z nerwów?

Siedzi z wzrokiem wbitym w blat stołu, jej paznokcie znikają w jej ustach, stopy podrygują w rytmie samby, przyspieszony oddech, rumieńce na policzkach, unikanie kontaktu wzrokowego. Jest kłębkiem nerwów.

Wypijam jednym chałstem colę. Nie mam zamiaru dłużej bezczynnie siedzieć "Powiesz wreszcie co się stało?"

Jej zielonkawe oczy unoszą się a wzrok ląduje na mojej twarzy. Minę ma jakby połknęła cytrynę.

I teraz mi się odechciewa tej rozmowy.

Alarm – ewakuacja!

Moje zmysły wyczuwają porażające zagrożenie, które prześladuje mnie od tygodnia. Sprawa – Maria kocha Michaela i co z tym fantem zrobić?

To jak grypa. Raz złapiesz bakcyla, a już nie chce odejść, powraca. Czasem nawet ze zdwojoną siłą. Wywołuje ten nieprzyjemny zawrót głowy, podwyższa temperaturę, powoduje mdłości i trudno się tego pozbyć.

Jej usta się rozchylają, a ja nie chce tego słyszeć.

"Powiedziałam mu" mówi cicho

Jestem potępiona – żadna z moich próśb nie jest wysłuchana, ani nawet rozpatrzona

"Wiem" odpowiadam

Jej oczy lekko się powiększają, usta wciąż ma rozchylone. Nie podejrzewała, że to powiem. Ja sama nie podejrzewałam, że to powiem.

I co ona sobie teraz pomyśli? Albo, że jestem jasnowidzką albo, że Michael mi o wszystkim powiedział. Maria jest osobą, która wierzy w takie rzeczy jak wróżby, tarot, jasnowidzenie i inne tym podobne sprawy, ale w tym wypadku z pewnością obstawia tę druga opcję.

"Był u ciebie?" pyta cicho, a jej wzrok ponownie wędruje na blat

"Tak" odpowiadam zupełnie poważnie. Przed oczami znów mam ten wieczór, jego minę, moje słowa. "Czy rozmawialiście po tym jak uciekłaś?" pytam z ironią w głosie

Jestem złą, bardzo złą osobą. Bo chce mi się śmiać, kiedy sobie wyobrażam tę scenkę. Wracają razem ze szkoły. Zatrzymują się pod jej domem. I ona nagle wypala z miłością. Widzę minę Michaela. To tak, jakby ktoś właśnie zrzucił na niego bombę atomową. Jeszcze chwila a fala uderzeniowa zmiecie go z powierzchni. On otwiera usta, żeby coś powiedzieć, a ona w tył zwrot i znika za tymi białymi drzwiami, zamykając wszystkie zamki. I dopada go impuls elektromagnetyczny i jego funkcje życiowe zatrzymują się.

Jestem zła... i rozbawiona.

Ledwo powstrzymuję śmiech. W idealnym momencie, bo ona znów na mnie patrzy. Potakuje powoli.

Cisza.

Halo! Czy ona dzisiaj kontaktuje? "I co?" pytam dając jej znak, ze chciałabym usłyszeć, co w trakcie tej rozmowy ustalili. Jej dłoń sięga do szklanki z wodą. Patrzę jak musujący płyn znika w jej ustach. Najwyraźniej właśnie tego potrzebowała.

"Poszliśmy na spacer" mówi

Nie będę jej przerywać, bo w tym tempie minie tydzień nim powie mi wszystko.

"Powiedziałam mu jasno i delikatnie co czuję" mówi, a jej paznokcie za chwilę przebiją naskórek jej dłoni "A on mi powiedział..." urwała i spojrzała na mnie

Mam teraz głupie przeczucie, że powie zaraz coś o mnie. Że tak i tak mu poradziłam, że kazałam mu powiedzieć to i tamto. A potem ona mu powiedziała, ze to ja jej kazałam się przyznać. I wszystko zwalą na mnie.

Czuję się teraz jak cegła. Nie! Jak pustak. Ciężki, betonowy, pusty w środku. Właśnie leżę na poręczy mosty, a dłoń Marii zepchnie mnie za chwilę w dół i wpadnę do rzeki własnego porąbanego życia.

"Powiedział, e kocha mnie, ale tylko jak siostrę"

Ulga. Żadnych wzmianek o mnie.

"I ten przeklęty pocałunek" jęczy, a w jej oczach migoczą łzy

A moje serce staje w miejscu. Pocałunek. Ale... ale przecież powiedział, że nie kocha jej tak, jak ona by tego chciała. Nie mógłby... Zaraz, Parker weź się w garść. Co ciebie obchodzi czy się całowali czy nie. Co mnie obchodzi czy objął ją, czy spojrzał jej w oczy, czy poczuła smak jego ust, czy...

Czuję jak coś w moim żołądku się przewraca. Umysł wiruje a powietrze uchodzi ze mnie, jak z przebitej opony. Płuca kurczą się. Jakaś błotnista maź moich uczuć i dziwnego lęku wypełnia moje trzewia. Zaraz przeleje się mój żołądek i wszystko wypłynie. Albo wleje się do mojej głowy, zaleje mózg, wywoła spięcie. I skonam tu na tym stoliku.

Czy jest lekarz na sali?

"Ja... jaki pocałunek?" pytam. Moje gardło to pustynia wypełniona ostrokrzewami, które ranią przy każdym słowie. Ale muszę zapytać o to.

"Michael powiedział, że... kocha mnie bardzo, ale jak siostrę. I że... że mu na mnie zależy i nie chce mnie stracić" mówi cicho a po jej policzku spływa łza, której nie mogła powstrzymać "Że nie chce, żeby to się skończyło tym, że będziemy się unikać. Że... że przyjaźń jest dla niego naj..." wyciąga chusteczkę i ociera oczy, które nadal łzawią "I chciałam uciec z płaczem. Ale on... on mnie złapał Przytulił tak mocno i po...pocałował." Nie słyszałam tego, nie słyszałam, nie "Po przyjacielsku w czoło" kolejna fala łez

Słyszę ogromny huk. To ten dziwny lęk niczym stukilowy głaz zsunął się ze mnie i runął na podłogę, wyrywając dziurę. A na mnie spływa teraz słodka ulga.
Jestem zła, podła, nie zasługuje na wyrozumiałość, ani na jej przyjaźń. Jak można czuć ulgę, kiedy przyjaciółka cierpli i płacze? Jak można być tak potwornym? Powinnam chwycić te srebrną łyżeczkę, która była ogniwem w budowaniu tej katorgi, wbić ją sobie w pierś i wydrzeć nią serce. Łyżeczka jest tępa to będzie bardziej bolało.

A ona wstaje ze swojego krzesełka. Przysiada się na to obok mnie i kładzie swoją głowę na moje ramię. Mechanicznie oplatam ja rękoma, głaszczę po głowie niczym małą dziewczynkę. Ale to jest zakłamane.

Nie – to pokręcone niczym solenoid.

Współczuję jej, jest mi żal, chcę ja pocieszyć. Ale z drugiej strony część mnie cieszy się, ze teraz będzie ich łączyć tylko przyjaźń. Wnioski? Liz Parker to najbardziej porąbana istota we wszechświecie.

* * *

Idę ulicami tego zakłamanego i nieczułego miasteczka. I mam wrażenie, ze za chwilę utopię się w morzu tej ropy, która zaczęła mnie wypełniać w kawiarni. Nie mogę znaleźć korka, żeby móc to wypuścić.

Słyszę czyjeś chrząknięcie. Olać to. Nie mam nastroju na bycie podrywaną przez jakiegoś matoła.

Czyjaś dłoń zaciska się na moim przedramieniu.

Może i jestem dobra w ukrywaniu uczuć i myśli, ale chyba widać, ze nie mam nastroju na takie gierki. Nie mam nastroju na cokolwiek. Obracam się, żeby zdzielić tego natręta.

"Michael?"

Jestem przez nich prześladowana.

"Hej" mówi cicho i rozgląda się

Zaczynam się czuć, jak w filmie kryminalnym. Jak to mówią, im mniej wiesz tym dłużej żyjesz. A ja wiem dużo. Dla samej siebie za dużo. A teraz mnie śledzą, żeby mnie zabić. I jeśli tego szybko nie zrobią, to sama ich wyręczę.

"Hej" witam go nieco niepewnie. Ciężko mi się zachowywać normalnie, kiedy właśnie w trakcie rozmowy z Marią stwierdziłam, ze bynajmniej nie jestem normalna. Powinnam go w tym uświadomić "Rozmawiałam właśnie z Marią"

Jego dłoń zsuwa się z mojego ramienia. Dłonie wracają do kieszeni. Wzrok błądzi gdzieś. "Co mówiła?" pyta. Barwi głos na obojętny, ale dam sobie głowę uciąć, że bardzo chce wiedzieć co mówiła. Co o nim mówiła.

"Ty wiesz" mówię patrząc na niego

Jego wzrok ląduje na mnie.

Stworzyliśmy własny mechanizm. On na mnie nie patrzy – mój wzrok tkwi na nim. Patrzy na mnie – a moje spojrzenie odnajduje posadzkę. Inaczej się nie da.

"Nie umiałem inaczej" usiłuje się tłumaczyć i rusza przed siebie

Co robię?

Nie, raczej co robią moje nogi?

Idą tam, gdzie on. Krok w krok. Obok niego.

"Przynajmniej nie uciekła" chce zażartować, niestety nie potrafię teraz odebrać tego tak, jak powinnam

"Ale chciała" mówię

Idziemy teraz w milczeniu.

Kiedyś chciałam umieć czytać w cudzych myślach. Teraz cieszę się, że nie posiadam tej zdolności. Bo nie potrafiłabym się powstrzymać i z pewnością zajrzałabym do jego umysłu. I na pewno jego myśli doprowadziłyby mnie do zawału. Już jego obecność burzy całą harmonię mojego organizmu. Przeklęte hormony.

Mój wzrok odnajduje wąską uliczkę. Te, w której za chwilkę zniknę. Znów wejdę po drabince na górę, a on zostanie na dole i pójdzie przed siebie.

Stajemy tuż pod drabinką. Nowa funkcja mechanizmu – żadne z nas nie patrzy na drugie. Ja właśnie odkrywam, ze mam niezwykle interesujące czubku butów. On podziwia cegły w ścianie.

"Nie chce, żeby to się skończyło nienawiścią" mówi, a ja czuję jak jego spojrzenie ląduje na mojej twarzy. Nogi uginają się, ciało mdleje.

"Nie skończy" odpowiadam. I jak nigdy wcześniej, jestem pewna, że mam rację. Po pierwsze: on jej teraz nie zawiedzie. Po drugie: ona będzie chciała mu udowodnić, ze jest ok. Proste.

Znów błądzi wzrokiem. Cisza.

I wiecie, mogłabym tak stać bezczynnie całymi godzinami i nie nabrałabym ochoty na wspinanie się po tej drabince.

Mój wzrok powoli przesuwa się w górę. Ostrożnie. Koszulka, szuja, jego twarz. On nadal spogląda gdzieś daleko, a ja wpatruję się w niego jak w obrazek. Ropa i żółć, które zalegały w moich wnętrznościach wyparowują. Za bardzo, za szybko. Teraz jestem tak pusta, ze mi zimno. Tak zimno, że dopadają mnie głupie myśli.

Ciekawe czy on ma ciepłą skórę?

Ciekawe czy jego ramiona mogłyby mnie ogrzać?

Ciekawe czy choć raz mógłby spojrzeć mi w oczy, a ja nie uciekłabym wzrokiem?

Ciekawe jak smakują jego usta?

I właśnie teraz on powraca na mnie spojrzeniem Trach! Stało się. Pierwszy raz od naszego pierwszego spotkania patrzymy sobie prosto w oczy dłużej niż dwie sekundy. A moje ciało lgnie do niego i jeśli zaraz się coś nie stanie, to runę.

"Nie rozumiem" mówi cicho, odrywając ode mnie wzrok "Nie rozumiem... Nie wiem, jak można mnie kochać"

"Ale ja wiem" szepczę, wciąż patrząc na niego

Czy właśnie to powiedziałam?

Na pewno, bo jego spojrzenie błyskawicznie padło na mnie. Boże, dlaczego on ma takie niesamowite oczy. Tak niesamowite, ze ma się ochotę nimi rozkoszować mimo że jedno mrugnięcie może zabić. Szuka w mojej twarzy wyjaśnienia dla moich słów.

A ja musze uszczelnić barykadę wokół swoich uczuć, bo najwyraźniej gdzieś jest szczelina, która właśnie to wypłynęło. Momentalnie sobie uświadamiam sens tego, co powiedziałam. Wzrok – kontakt – ziemia.

"Czy ty... czy ty właśnie powiedziałaś to, o czym myślę?" pyta niepewnie, a ja nie odpowiadam

Jego dłoń unosi moją twarz ku górze, tak jak tamtego wieczoru. Pyta "Czy miałaś na myśli to, co podejrzewam?" W jego głosie aż jarzy się niedowierzanie

A ja robię krok w tył. Moja lewa dłoń zaciska się na drabince. Spoglądam na niego. "Tak" odpowiadam i szybko wspinam się na górę.

c.d.n.


Poprzednia część Wersja do czytania Następna część