Hypatia

Dziecko przeznaczenia (4)

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część

~*~ Rozdział IV – Nieprzewidziane spotkanie


6 LAT PÓŹNIEJ


Zimny jesienny wiatr rozrzucał liście na jego drodze. Szedł spokojnym krokiem pomiędzy prostymi płytami, ozdobnymi pomnikami lub krzyżami, nigdy nie lubił tu przychodzić mimo że bardziej wyglądało to jak park niż cmentarz. Odgarnął liście przykrywające czarną prostą płytę nagrobną Annie Guerin 10.11.1994.


"Przepraszam, że dawno mnie nie było. Pamiętasz, jak mówiłem że jadę do Europy na trzy miesiące, no cóż jak sama widzisz zrobiło się z tego sześć lat, a nie mogłem przyjechać w międzyczasie. Nie wiem co robić, powiedziałaś, że na wszystko przyjdzie czas i wtedy wyjaśnisz wszystko szczegółowo. Ale odeszłaś zabierając tajemnice ze sobą..."


"Michael kończ, musimy już jechać"


"Już już" krzyknął za ramię "Wpakowałaś mnie w niezłe kłopoty, ale taki był twój zamiar prawda ? Miałem nauczyć się działać w każdej sytuacji i prowadzić wojnę głową. Ale jest jeden problem tu nie ma żadnej wojny, a w czasach pokoju trudno czegoś takiego się nauczyć. Do zobaczenia... kiedyś" wyszeptał wściekle.


Wsiadł do czarnego sportowego samochodu "No dobra Jack co za rozrywkę wymyśliłeś na dziś ?"


Jack Sheridan, wiecznie roześmiany wysoki szatyn spojrzał znad kierownicy "Jak to co kobiety, wino i śpiew" ruszył z piskiem opon spod bramy cmentarza. Poznali się dwa temu w ambasadzie amerykańskiej w Niemczech, ojciec Jacka dostał właśnie przeniesienie do tutejszej bazy wojskowej, a ojczym Michaela był zaopatrzeniowcem ambasady. Obaj nudzili się strasznie na noworocznym przyjęciu wśród samych sztywniaków, wybrali się więc na miasto poszaleć. Od tego czasu zostali serdecznymi przyjaciółmi i pozostali w kontakcie mimo kolejnych przeprowadzek z kraju do kraju.


~*~


Intensywny dzwonek wyrwał go ze snu "Już dobrze, dobrze idę" krzyknął w stronę drzwi. Spojrzał na zegarek była ósma trzydzieści, wczoraj poszaleli trochę z Jackiem i do domu dotarł gdzieś nad ranem, pół przytomny otworzył drzwi.


"Dzień doby, czy pan Michael Guerin ?" kurier z FedEx-u przeczytał informację z trzymanej w rękach paczki.


"Tak" odpowiedział ostrożnie. Przyjechał dopiero wczoraj, a oprócz Jacka tylko parę osób wiedziało, że będzie mieszkał w starym domu Annie.


"To dla pana" próbował podać mu paczkę.


"A kto jest nadawcą ?" zadał ostrożne pytanie, ciągle opierając się o drzwi.


Zdziwiony taką reakcją kurier przez moment nie widział co zrobić, zwykle pytał czy to dana osoba i po potwierdzeniu wręczał przesyłkę, nie był przygotowany na grad pytań. "Moment" wymamrotał i przyciągnął paczkę z powrotem do siebie, z zawieszonej na boku pudełka kieszonki wyciągnął list przewozowy " nadawca Annie Guerin". Spojrzał z nadzieją na chłopaka w drzwiach, paczka nie była lekka a i cała sytuacja zaczęła go trochę irytować, miał jeszcze sześć innych przesyłek do dostarczenia przed 10.


Michael nagle się obudził, wyrwał szybkim ruchem kartkę z ręki kuriera i zaczął czytać "Cholera" zaklął pod nosem. Data nadania była w przeddzień śmierci Annie, a zamówienie specjalne obejmowało dostarczenie przesyłki w wyznaczonym terminie – czyli dzisiaj. Przyjął paczkę, wręczył napiwek i zatrzasnął drzwi przed nosem ciągle zdezorientowanego rozwojem wypadków kuriera.


FedEx specjalizowało się w dostarczaniu przesyłek w dokładnie wyznaczonym terminie, nawet jeśli miało by to być sześć lat po nadaniu, wszystko było możliwe. Postawił paczkę na stoliku i siadł kanapie zastanawiając się co dalej, skąd Annie mogła wiedzieć że będzie dzisiaj w tym domu. Przecież mógł polecić go sprzedać, nie było go tutaj od pogrzebu, a odziedziczonym po Annie majątkiem zarządzał adwokat, nie był tu potrzebny, nie musiał przyjeżdżać.


Potrząsnął głową, musiał, coś go ciągnęło, coś kazało mu przyjechać do dawnego domu właśnie teraz, na swoje szesnaste urodziny. Wyjął z kieszeni nóż i otworzył paczkę, na samym wierzchu leżała duża szara koperta podpisana jego imieniem, pod nią znalazł metalową książkę i przypominający kształtem jajko przedmiot z dziwnego materiału.


Wysypał zawartość koperty na stół – list, jakieś papiery, zdjęcie młodej, roześmianej dziewczyny, dwa jego. Moment... nie lubił być fotografowany, a po za tym skąd mogła mieć jego zdjęcia jako szesnastolatka, przyjrzał się uważniej. Były to dwa czarno-białe zdjęcia, stał na tle jakiejś stodoły ubrany w staroświeckie spodnie i koszulę w kratę, z przylizaną fryzurą. Odruchowo przejechał ręką ścięte na jeża włosy. To nie mógł być on, obrócił zdjęcia, na dole jednego znalazł podpis "tata 1938". Robiło się coraz dziwniej, przyjrzał się zdjęciom dziewczyny. Wyglądała na jakieś 17 lat, smukła, wysoka sylwetka, długie blond włosy, roześmiane usta i oczy, była podobna do Annie, podpisane "Laurie 1990". Sięgnął po list.


"Michael, dziś są twoje szesnaste urodziny, dziś dowiesz się więcej o tym kim byłeś, kim jesteś i kim będziesz.
Są rzeczy na tym świecie o których nikomu się nie śniło, dobrze o tym wiesz. Twoje bezpieczeństwo zależy od tego czy potrafisz dochować tajemnicy, czy potrafisz tak się zamaskować iż ci co szukają nigdy cię nie znajdą. Takie było moje zadanie – ochraniać cię do czasu aż będziesz samodzielny. Nie znaczy to, że byłeś gdy odeszłam, to niestety przybyło zbyt nagle, nieprzewidzianie. Teraz, po tylu latach, mam nadzieję, że potrafisz o siebie zadbać. Pamiętaj musisz zawsze oglądać się do okoła siebie, niebezpieczeństwo czyha wszędzie.
Zostawiam ci księgę zapisaną w języku twojej matki, znasz go wystarczająco dobrze by ja przeczytać i zrozumieć wszystko. Opis drugiego przedmiotu również tam znajdziesz, tak samo jak swoją rodzinę.
Co do zdjęć to myślę iż powinieneś poznać moją rodzinę – a raczej inną część swojej – Laurie i jej dziadka – na pewno będą ci bliscy. Annie"


Siedział przez chwilę nie bardzo wiedząc co teraz, właśnie dowiedział się że ma jakąś rodzinę, to czego poszukiwał przez wiele lat, to co wiedział że gdzieś jest, czuł to. W pozostałych papierach znalazł adres Laurie Dupree i jej dziadka oraz gazetę z '47 z artykułem dementującym rozbicie się UFO w Roswell, NM.


Dwa tygodnie później


"O co chodzi ?" głos z głośnika był niewyraźny i cichy.


Michael rozejrzał się szukając kamery "Chciałbym spotkać się z Laurie Dupree, nazywam się Michael Guerin" powiedział parząc prosto w obiektyw.


Dwa tygodnie zajęło mu zdecydowanie się na przyjazd tutaj i spotkanie z tymi ludźmi, nie wiedział jak zareagują i czy cokolwiek o nim wiedzą.


Zgrzyt zawiasów w otwierającej go bramie zwrócił jego uwagę "To chyba zaproszenie" mruknął pod nosem. Gdy podszedł do wysokich stylowych drzwi te natychmiast się otworzyły, a stojący za nimi lokaj zaprosił go gestem do środka.


"Proszę za mną, panienka Laurie przyjmie Pana w bibliotece" szedł za lokajem rozglądając się po domu. Ogromna rezydencja z marmurami nie robiła na nim żadnego wrażenia, widywał lepsze podczas swoich wojaży w Europie, ale portret wiszący nad schodami przykuł jego uwagę. Przedstawiał jego samego, albo raczej dziadka Laurie, poprawił się, w wieku około 50 lat, stateczny starszy pan z fajką siedzący w fotelu przed kominkiem. Ciekawy był czy lokaj również zauważył podobieństwo między nimi, jeśli tak to świetnie maskował uczucia, gdy dotarli do biblioteki rzucił szybkie spojrzenie na jego twarz gdy otwierał drzwi – nic.


"Pan Guerin, madame" oznajmił i zamknął za sobą delikatnie drzwi. Michael rozejrzał się po ciemnym pomieszczeniu, brązowe zasłony były zasunięte, a wszystkie ściany pokryte regałami z książkami. Na środku stało duże, ciężkie mahoniowe biurko z zapaloną na nim małą lampką. Po chwili zauważył że za biurkiem w dużym, również brązowym fotelu, siedzi Laurie, trochę starsza niż na zdjęciu, ale najwyżej dwudziestoparoletnia. Nie zauważyła go jeszcze zajęta pisaniem czegoś, głęboko pochylona. Nie bardzo wiedząc co robić, stał ciągle w tym samym miejscu.


Przypatrywał się właśnie rzeźbom ozdabiającym regały gdy usłyszał jej cichy jęk "O Boże ! Jak możesz mi to robić, jak możesz" wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczyma, szepcząc ciągle pod nosem. Zdezorientowany zrobił parę kroków na przód "Co się stało ?" spytał cicho nie chcąc jej spłoszyć.


"Nawiedzasz mnie w dzień i w nocy i jeszcze się pytasz co się stało ? Jak możesz mi to robić, dlaczego nie zostawisz mnie w spokoju, nie żyjesz i nic tego nie zmieni. Odejdź, proszę odejdź" ukryła twarz w dłoniach opierając się na łokciach. Stanął tuż przed biurkiem bez słowa znowu nie wiedział co robić, zupełnie nie rozumiał sytuacji. Z tego co mówiła wyglądało na to, że wzięła go za ducha swojego dziadka. To znaczy, że została mu tylko ona.


"Laurie ?" podniosła głowę na dźwięk swojego imienia, wypowiedzianym miękkim męskim głosem, jej dziadek inaczej mówił.


"Kim jesteś ?" spytała drżącym głosem, kuląc się ze strachu w fotelu.


"Michael" to było jedyne co mógł z siebie wydusić.

Patrzyli na siebie w milczeniu, każde zastanawiające się co teraz, w końcu pierwszy odezwał się cicho Michael "Kiedy umarł ?"


"Sześć miesięcy temu, odszedł we śnie. Kim jesteś ? Dlaczego tu jesteś ?"


"Nie wiem" odparł, zastanawiając się po co właściwie tu przyjechał.


"Dlaczego wyglądasz jak on ?" Laurie próbowała sobie wszystko uporządkować. W dniu swojej śmierci dziadek powiedział, że ma czekać na kogoś. Nie potrafił powiedzieć na kogo, ani kiedy ta osoba przybędzie, ale miała mieć znak rozpoznawczy, coś co pozwoli jej poznać że to właściwa osoba. Czy to możliwe, że chodziło o tego chłopaka który wyglądał dokładnie jak jej dziadek ?


"Nie wiem" kolejna nic nie znacząca odpowiedź.


"W ten sposób do niczego nie dojdziemy" obróciła krzesło by wstać gdy usłyszała cichy okrzyk zdumienia. Spojrzała na chłopaka wpatrującego się w coś za jej głową, podążyła za jego spojrzeniem.


Na ścianie za biurkiem był znak który kazał tu zrobić dziadek, składał się z pięciu delikatnie świecących punktów układających się w literę V, było tylko jedno miejsce po za biblioteką gdzie można go było znaleźć – w jego prywatnych notatkach.


Spojrzała ponownie na Michaela "Co się stało ?"


"Widziałem już ten znak" powiedział cicho wskazując na symbol palcem


"Gdzie ?" nie spodziewała się takiej odpowiedzi.


Pochylił się nad biurkiem aby mogła lepiej widzieć i podciągnął rękaw koszuli odsłaniając znamię na lewym ramieniu "Tutaj".



Poprzednia część Wersja do czytania Następna część