Hypatia

Dziecko przeznaczenia (2)

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część

~*~ Rozdział II – Opiekunka


"Dzień dobry szukam doktora Stalkera " głos młodej kobiety przy recepcji zwrócił uwagę Amy. Wyszła właśnie z sesji z Michaelem. Od czasu jak wymówił swoje imię pracowali codziennie. Nadal niewiele mówił, odzywał się tylko bezpośrednio zapytany, w dodatku tylko do niej lub Willa, przy innych wiecznie milczał. Zadziwiał ich szybkością z jaką się uczył, a może tylko sobie przypominał. Gdy wreszcie udało im się dogadać, wyszło że nie umie czytać ani pisać, nie rozróżnia liter i cyfr. Jak na sześciolatka były to niepokojące objawy, dwa dni po pokazaniu mu alfabetu i cyfr potrafi czytać i pisać.


Amy podeszła do recepcji, Will mówił coś że pod koniec tygodnia powinni pojawić się ludzie z opieki społecznej aby ustalić przyszłość jej ulubieńca.


"Sally zajmę się panią" przyjrzała się ciekawie kobiecie, wysoka smukła sylwetka, ciemnoblond włosy i oczy – czekoladowo brązowe ze złotymi błyskami – oczy Michaela.


"Dzień dobry, w czym mogę pomóc ? Współpracuję z dr Stalkerem" powiedziała zwracając się do nieznajomej.


"Dzień dobry, jestem Annie Guerin, przysłała mnie opieka społeczna, mam zająć się tym chłopcem znalezionym na pustyni" uśmiechnęła się do pielęgniarki.


"Michaela ? Chce pani zabrać Michaela ? Ale on jeszcze nie jest gotowy !" Zaniepokojona Amy zasłoniła całym ciałem wejście do pokoju terapii.
Nagle drzwi otworzyły się i wyjrzały dwie zaciekawione twarze.


"Czy ktoś mnie wołał ?" padło, zadane dziecięcym głosem, pytanie. Zaskoczone kobiety popatrzyły najpierw na lekarza, następnie po sobie by wreszcie spojrzeć na dziecko.


~*~


Ciągle zaskoczeni niezwykłym zdarzeniem siedzieli przy kawie. "Powiedziano mi że są problemy z porozumieniem, nie mówi, prawdopodobnie nie rozumie co się do niego mówi, jednocześnie badania wykazały że nie jest głuchy. Jestem wykwalifikowanym pedagogiem zajmuję się takimi dziećmi na co dzień, ale to co tu zastałam znacznie się różni od podanych informacji. Czy mogą mi państwo to wyjaśnić ?" Annie starała się zrozumieć sytuację.


"Myślę że trzeba zacząć od początku." zaczął Will "Gdy go przywieziono 5 dni temu był w opłakanym stanie brudny, niedożywiony, zaniedbany i najwyraźniej zły. Przestraszył cały personel, patrzył takim dziwnym przenikliwym wzrokiem, aż dostawało się gęsiej skórki. Jak już został zbadany, umyty i nakarmiony to spojrzenie mu złagodniało. Do czasu jednak, okazało się że patrzy tak na każdą nową osobę. Sprawiał wrażenie jakby nie rozumiał co się dzieje do okoła niego, reagował na głos, ale najwyraźniej nie rozumiał co do niego mówimy. Pokazywaliśmy mu różne rzeczy wiec w którymś momencie zaczął po nas powtarzać, zupełnie jak malutkie dziecko, które dopiero wszystkiego się uczy. W dwa dni po jego przybyciu zawiadomiliśmy opiekę społeczną ponieważ szeryfowi nie udało się znaleźć żadnych informacji skąd mógł się wziąć. Następnego dnia postanowiliśmy że damy mu szansę na własne imię, nie mogliśmy ciągle mówić o nim Dziecko Pustyni a Jon Doe jakoś nie pasowało. Zaprowadziliśmy go na plac zabaw i zaczęliśmy czytać księgę imion. Pewna teoria głosi że każdy człowiek rodzi się z imieniem tylko że jest za mały żeby zdawać sobie z tego sprawę a rodzice i tak nie wiedzą co to za imię. Daliśmy mu więc szansę na przypomnienie swojego imienia i jednocześnie sobie na jakiekolwiek porozumienie, no i udało się wtedy też powiedział swoje pierwsze słowo. To było 2 dni temu, teraz już mówi bardzo składnie jak na sześciolatka, chociaż bardzo rzadko i niewiele. Dlatego też nie bardzo mieliśmy czas na zawiadomienie was o zmianie sytuacji." Skończył patrząc na Amy czy aby nie powiedział za dużo lub za mało. Zdążyli już wcześniej ustalić aby nikt po za nimi i szeryfem nie wiedział o dziwnej umiejętności kopiowania zachowań. " Myślę że to co zrobił przed chwilą dowodzi że te dwa dni poświęcone na pracę z nim nie były zmarnowane. I chociaż nie wiemy co stało i dlaczego znalazł się sam na pustyni, nie wyrządziło to w jego psychice większych szkód. A jeśli Pani się teraz nim zajmie to jest nadzieja, że przypomni sobie co się działo, zanim go znaleziono."


Annie podczas całej rozmowy przypatrywała się Michaelowi bawiącemu się pod oknem, udawał że jest zajęty budowaniem zamku z klocków, jednak wyczuła że słucha każdą cząstką ciała. Dobrze wiedziała że to co działo się tutaj przez te pięć dni na długo utkwi w pamięci lekarza i pielęgniarki, natomiast reszta personelu powinna szybko zapomnieć. Ot jeszcze jedno dziwne wydarzenie jakich pełno na izbie przyjęć.


"Mam prośbę. Ponieważ tylko w szpitalu można wystawić dla niego metrykę czy mogli by państwo zrobić to teraz ?" spojrzała pytająco na oboje " Została mi przydzielona opieka nad Michaelem do czasu aż ktoś zechce go adoptować. Myślałam że będzie to trudniejsze ze względu na pierwsze wiadomości jakie do mnie dotarły ale teraz będzie łatwiej. Dlatego też metryka będzie mi potrzebna od razu. Czy da się to załatwić ?"


Dr Salker pokiwał głową. Rozumiał sytuację i chciał aby chłopak jak najszybciej znalazł nowy dom, a pani Guerin wyglądała na sympatyczną osobę, mimo że jej oczy były tak podobne do oczu Michaela.


"Nie ma sprawy, zaraz wypełnimy ją wspólnie. Możesz przynieść jego dokumenty ?" zwrócił się do Amy.
Po chwili trzymał już kartę Michaela i wszystkie druki potrzebne do wystawienia metryki i wypisania ze szpitala.


"Więc tak Imię : Michael, drugiego nie nadajemy, a jak nazwisko ?" popatrzył po zebranych "Ma pani prawo opieki ?" spytał Annie


"Tak, zrzeknę się go jak tylko znajdzie się dla niego dobra rodzina"


"Więc niech będzie Guerin, Michael Guerin. Teraz data urodzenia rok jest mniej więcej pewien 1983, a miesiąc i dzień proponuję jako ten w którym odnalazł swoje imię – 27 lipca. Może być ?"
"Tak" padło z dwóch stron.


"A i oczywiście miejsce urodzenia Roswell, New Mexico. No i nieznani rodzice. To tyle, wypiszę jeszcze zwolnienie ze szpitala" podał wypełnioną metrykę Amy "skopiuj to proszę i oryginał oddaj pani Guerin, a kopię dołącz do naszych akt."


Amy wyszła po chwili z dokumentacją w dłoni, a Annie podeszła do Michaela "Hej Michael teraz cię z stąd zabiorę i pojedziemy do twojego nowego domu."


"Do domu ?" zdziwiony malec przerwał zabawę "ale to bardzo daleko"


"Do nowego domu Michael, do nowego" pogłaskała go uspokajająco po głowie. Dobrze że lekarz nie słyszał ostatniego zdania chłopca. Zacząłby od razu zadawać pytania czy może coś sobie przypomniał, a to mogło być niebezpieczne.


Wróciła pielęgniarka i podała Annie dokumenty "Mam nadzieję że uda mu się znaleźć dobrą rodzinę, sama mam dwoje takich urwipołciów i gdyby nie to, może bym się nim zajęła" przykucnęła i przytuliła go do siebie, mały był sztywny jak kołek. Podszedł William i również objął małego, jednak tym razem małe łapki zacisnęły się do okoła jego szyi "Żegnaj Michael, obyś znalazł nowy dom".


Żadne nie zauważyło, iż w momencie gdy żegnali się z chłopcem, Annie przesunęła dłonią nad ich głowami, pozostawiając na sekundę lekką mgiełkę.


"Dziękuję Państwu bardzo za takie zainteresowanie, i oczywiście za metrykę. Postaram się znaleźć mu jak najlepszą rodzinę" Uścisnęła dłonie obojga, złapała Michaela za rękę i wyszła ze szpitala.


Przez następne pół godziny wpatrywali się bez słowa w zamknięte drzwi. Po czym wrócili do pracy, żadne nie pamiętające szczegółów pobytu dziwnego dziecka w szpitalu.




Poprzednia część Wersja do czytania Następna część