Lizzy_Evans

Prawdziwa Liz (7)

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część

Liz nie mogla zasnac. Ciagle rozmyslala o Maxie.
"gdyby kochal ta wariatke to nie chcialby sie ze mna pogodzic..No chyba ze robi to zeby miec czystne sumienie.Nie to nie podobne do Maxa. Nie wiem co mam robic...Ale mam glowke..wymysle cos"/
Polkenla jedna tabletke nasenna i pograzyla sie w blogim snie.

—Liz!Liz! Wstawaj-mama szturchala dziewczyne ktora opierala sie krzyka.

—Co do diabla sie dzieje?!Jest sobota do nedzy!- otworzyla slepia i gniewnym wzrokiem zmierzyla matke.

—Masz goscia
Do pokoju weszla Maria miajac sie w drzwiach z pania parker.

—Hej! Nie uwierzysz co sie stalo!-Maria byla tak podesktyctowana ze omalo nie potknela sie o dywan. Wkoncu usiadla na brzegu lozka.

—Faktcznie o tej porze dnia dostaje kompletnego szoku co powduje oczoplas. Ale mow

—Otoz...Krolowa Sniegu zaprosila aAlexa na bal!

—Ze co?!Kismiczna lodziarka i nasz poczciwy alex? mieszanka tabasco i bita smietana..ale coz zasluguje chlopak na szczescie..ale niech go tylko skrzywdzi ta malpa a Liz parker wejdzie do akcji.A ty z kim idziesz?

—No...ze scottem

—Co?? tym przystojnym plywakiem! No no jeszcze nie dawno szalalas za michealem teraz scott kto nastepny padnie ofiara szponiostaje Mari!?

—Nie zartuj sobie..on jest inny..a ty idziesz z maxem?

—jaki tam inny. zwyczajny chodzacy sex, a z maxem raczej nie ide...Chyba ze...Mam pomysl!

—Jaki? co robisz?!
Liz w pedzie ubrala sie.

—musze leciec! spotkamy sie pozniej!
I jak blyskawica wybiegla z pokoju. Az sie za nia kurzylo!

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część