_liz

Polar Dream (11)

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część

Liz szła korytarzem szkolnym. Maria podeszła do niej rano, ale kiedy ujawnił się piekielny nastrój Liz, od razu uciekła, aby nie zostać przypadkową ofiara furii. Wolała posiedzieć z Isabel i oczywiście przy okazji poplotkować. Michael stał pod drzewem i obserwował z ukrycia Liz. Ta szła sama przez dziedziniec szkoły, ściskając w rękach zeszyty. Widać po niej było, że nie spała i że jest wściekła. Ale tylko on znał powód jej nastroju. Nie potrafił tego inaczej zrobić. Musiał ją zranić, chociaż jego bolało to jeszcze bardziej. A zabolało strasznie, kiedy zobaczył, że Max podchodzi do Liz. Ona miała rację. Oddał ją bez walki, zrezygnował, bo nie chciał wysłuchiwać narzekań Maxa. Nie chciał, aby on cierpiał, bo był jego jedyną rodziną. Ale uświadomił sobie, że jego rodziną była tez Liz, ale jednak wyrzekł się jej. Michael odwrócił się i odszedł. Nie chciał tego widzieć.
Liz szła samotnie przez dziedziniec. Nie widziała ludzi wokół. Wciąż była wściekła. W pewnym momencie poczuła, jak ktoś łapie ją za ramię. Miała nadzieję, że to Michael. Obróciła się. Ale to był Max. Nie starała się nawet uśmiechnąć, nie miała ochoty na bycie miłą.

— Hej Liz. – powitał ją Max z uśmiechem

— Hej. – odpowiedziała chłodno

— Chciałbym z tobą chwilkę porozmawiać. Masz może trochę czasu?

— Mam. – odpowiedziała niechętnie
Przeszli dalej i usiedli przy stoliku. Liz wciąż nie patrzyła na Maxa, dopiero, gdy ten powiedział coś, Liz ocknęła się.

— Rozmawiałem wczoraj z Michaelem.

— Z Michaelem? – Liz zapytała od razu

— Tak. Po tym jak...

— Jak wszedłeś do Crashdown? – odgadła Liz

— Tak. – przyznał Max – Liz, chyba wiesz co do ciebie czuję. Wiem, ze trudno ci to pojąć. Ale tak jest. Po prostu zakochałem się w tobie bez pamięci. Nawet nie wiesz jak mi ciężko.

— Do czego zmierzasz Max? – zapytała Liz spokojnie

— Jeśli... Chciałbym wiedzieć czy jest coś między tobą a Michaelem.
Liz spojrzała na niego dziwnie, potem wbiła wzrok w odległy punkt. Chciałaby. Chciałaby, aby coś między nimi było. W zasadzie coś było, ale po wczorajszej nocy wszystko runęło. Liz przełknęła ślinę:

— Nie. – odpowiedziała zimno i z naciskiem

— Czy... Czy istnieje jakakolwiek możliwość, żebyś... żebyś się ze mną umówiła? – zapytał Max niepewnie
Brunetka spojrzała na niego, zmierzyła go wzrokiem. Widziała, ze jest mu głupio, ale bardzo mu zależy na tym. Wiedziała też, że właśnie przez to Michael ją zostawił. Miała ogromną ochotę odmówić. Zwłaszcza, ze wykrzyczała Michaelowi, że nie będzie z Maxem. Ale chyba jednak potrzebowała jakoś się oderwać od tego. Z drugiej strony nie chciała dawać Maxowi nadziei na coś więcej.

— Dobrze. – odpowiedziała spokojnie – Ale tylko jedna randka.

— Zgoda. – odpowiedział z pełnym uśmiechem Max

— Kiedy? – zapytała Liz

— Dzisiaj?

— Ok.

— Będę po ciebie o szóstej.

— Dobrze. Będę czekać. – odpowiedziała
Liz wstała, zabrała swoje rzeczy i szybkim krokiem ruszyła w kierunku szkoły. Max z pełnym radości uśmiechem pozostał na miejscu.
* * *
Michael siedział w Crashdown popijając gorącą kawę. Zastanawiał się, gdzie jest Liz, tego dnia była przecież jej zmiana. Utkwił wzrok w drzwiach do zaplecza, jakby oczekując, że ona zaraz tamtędy wejdzie. Tymczasem poczuł, że ktoś nad nim staje. Obrócił głowę. To był Max. Wystrojony, ogolony, z kwiatami w rękach. Michael zrobił dziwną minę. Chciał zapytać, ale Maxwell sam udzielił mu odpowiedzi:

— Hej Michael.

— Witaj Max. Co...

— Poszedłem za twoją radą. – przerwał mu Max – Umówiłem się z Liz.
To zdanie zaczęło kołatać w głowie Michaela. "Umówił się z Liz" Poczuł dziwny ścisk w sercu i miał ogromną ochotę pobić Maxa. Powstrzymał jednak swoje zapędy. Przemilczał to wszystko. W sumie miał nadzieję, że Liz się nie umówi z nim, w końcu sama mu to wykrzyczała. A jednak to zrobiła. Na złość? Dlatego, że właśnie o to mu chodziło? Michael przełknął ślinę i ścisnął mocniej kubek w dłoni.

— Myślisz, że spodobają jej się kwiaty? – zapytał Max
Michael pokiwał głową. Jednak pomyślał sobie zupełnie coś innego: "Ta... Białe róże. Tandetne. Nawet nie wie, że widziała dużo piękniejsze i barwniejsze kwiaty we śnie..." W tym momencie myśl mu się urwała, bo do Crashdown weszła Liz. Miała na sobie czerwoną sukienkę na cieniutkich ramiączkach, czarny sweterek i eleganckie czarne szpilki. Obaj chłopacy wyprostowali się. Michael zmierzył Liz wzrokiem od góry do dołu. Wyglądała cudnie. Miał ogromną ochotę podejść do niej i wziąć ją w ramiona, a potem zsunąć z niej ten czarny sweterek. Spojrzenie Liz padło wprost na niego. Wiedział, że ona tez wolałaby iść gdzieś z nim. Mimo to, Liz zacisnęła usta i całkowicie zignorowała Michaela. Podeszła za to do Maxa i z uśmiechem przyjęła kwiaty, mówiąc, że nigdy nie widziała piękniejszych. W tym momencie Michael wstał i wyszedł z Crashdown trzaskając niemiłosiernie drzwiami. Liz podskoczyła lekko. Coś zadrżało w niej. Wiedziała, że to przez nią Guerin się wściekł, ale w sumie to była tylko jego wina. Liz myślami powróciła do Maxa i randki, która traktowała bardziej jako oderwanie się od myśli o Michaelu. Wyszli.
* * *
Najpierw poszli do kina. Liz musiała przyznać, ze film był całkiem ciekawy, nie licząc tego, ze ciągle zastanawiała się, co robi w tym momencie Michael. Potem Max zabrał ją do eleganckiej restauracji. Nawet dobrze się bawiła, rozmowa miła, ale do czasu...

— Liz. – zaczął Max – Wiem, ze nie powinienem o to pytać, ale...

— No wykrztuś to z siebie. – zachęciła go pogodnie, nie mając pojęcia, że zaraz tego pożałuje

— Kiedy rozmawiałem z Michaelem, on powiedział coś dziwnego.

— Mianowicie?

— Że oprócz tego jednego pocałunku, było... doszło między wami do czegoś więcej.

— O... – Liz jęknęła i opuściła głowę

— Czy to prawda?

— Cóż... Owszem. Nie skończyło się na jednym pocałunku.

— Wiem, że nie powinienem pytać, ale czy wy...?

— Nie. – powiedziała pospiesznie Liz
Max uśmiechnął się na te słowa i już więcej nie wracał do tego tematu. Po kolacji odprowadził Liz. Stali chwilkę w milczeniu, aż Max odważył się zrobić coś niespodziewanego. Musnął dłonią policzek Liz i pocałował ją. Spokojnie, delikatnie, jakby w obawie. Pocałunek bardziej przestraszył Liz. Błysk. Przed oczami Liz przepłynęło mnóstwo obrazów. Przestrzeń kosmiczna. Mgławice, galaktyki. Widok bajecznego ogrodu. Srebrzysty pokój. Lustro. Ona w sukni. Wiatr podwiewający firany w oknach. Michael. Kwiaty w wazonie. Sznurówka. Łóżko. Michael. Błysk. Liz odskoczyła od Maxa, jakby wciąż będąc w transie szeptała, nabierając głęboko powietrza:

— Michael... Michael...
Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła zdumioną minę Maxa. Ten jakby z niedowierzaniem spoglądał na nią i cofał się powoli. Dotarło do niego, że Liz zależało na Michaelu. Odwrócił się i zniknął w uliczce. Liz stała chwilę, nie wiedząc, co robić. Robiło się strasznie zimno.
* * *
Michael zwlekł się niechętnie z fotela, kiedy nerwowe stukanie do drzwi nie dawało mu spokoju. Otworzył drzwi i stanął jak wryty.
c.d.n.




Poprzednia część Wersja do czytania Następna część