litle_star

Pora wracać do domu (3)

Poprzednia część Wersja do czytania

***
W taksówce.

— Przypomina mi pani kogoś! – uśmiechnął się kierowca.

— Tak, ciekawe kogo? – Maria spytała z uśmiechem na twarzy.

— Tę piosenkarkę Majandrę Delfino – odpowiedział.

— Niestety, to nie ja, ale wiele moich znajomych myśli
podobnie – skłamała.

— Dałbym głowę, ale cóż... – powiedział przygaszonym głosem, poczym dodał: – Ta piosenkarka, do której jest pani podobna, przypomina mi moją Kate. Poznałem ją jeszcze za czasów liceum. Raczej byłem samotnikiem. Może dlatego, że nie ufałem ludziom. Jestem sierotą. Mój opiekun, Hank, bił mnie, od kiedy pamiętam. Pewnego dnia Kate zauważyła, jak kłócę się z nim przed domem. Był wtedy pijany, zresztą, zawsze był wstawiony. Pobił i skopał mnie na jej oczach, a później, biegnąc w kierunku domu, zagroził, że mnie zabije jeśli wrócę do domu. Podbiegła do mnie i zapytała: "Michael, co on ci zrobił?". Ja podobno powiedziałem: "Skąd znasz moje imię? Jesteś aniołem?" – po tych słowach zemdlałem.

— Co się stało później? – Maria była zdecydowanie zaciekawiona historią starszego pana, który w dodatku nazywał się Michael.

— Kiedy odzyskałem przytomność, chciałem uciec, ale ona nie pozwoliła. Opatrzyła mi rany. Wyczuła, że nie chcę rozmawiać o tym, co się stało i nawet nie próbowała. Kiedy odkażała mi wargę, krzyknąłem, by trochę uważała. Wtedy pierwszy raz uśmiechnęła się. Ujrzałem jej twarz. Była śliczna. Unikała mojego wzroku, zresztą ja również nie byłem wtedy zbyt śmiały. Od tamtego czasu ja i Kate często spotykaliśmy się, aż w końcu nie mogliśmy bez siebie żyć...

— Czy ta historia skończy się hapy endem? – zapytała Maria.

— Nagle pojawiło się wiele przeszkód. Matka Kate – Elizabeth – była archeologiem i dostała pracę w Afryce. Zabrała ją ze sobą, ponieważ nie miała jej z kim zostawić – odpowiedział.

— Co pan zrobił?

— Kiedy się o tym dowiedziałem, pobiegłem do niej. Chwila i bym się spóźnił. Wtedy wyznaliśmy sobie miłość i powiedziała, że będzie pisać.

— Czy pisała? Czy w końcu byliście razem?

— Spokojnie, już mówię. Oczywiście, że pisała. W każdym liście obiecywała, że wróci.

— I...

— I wróciła po piętnastu latach

— Czekał pan na nią, mimo iż minęło tyle lat?

— Tak, w końcu to była miłość mojego życia. Niestety po ośmiu latach zachorowała na raka. Wtedy ja zacząłem się nią opiekować, tak jak ona to robiła, kiedy Hank mnie bił. Przed śmiercią powiedziała, że zawsze będzie przy mnie. I tak jest. Nawet teraz czuję jej obecność.

Maria popłakała się, ponieważ usłyszała odpowiedź, jakiej pragnęła.

— Proszę nie płakać, on również na panią czeka.

— Skąd pan wie, że jadę do niego? – zapytała zdziwiona.

— O, jesteśmy już na miejscu. Ale ulewa! – oznajmił.

— Dziękuję za miłą podróż i opowieść o Kate – po tych słowach zapłaciła mu i wyszła z taksówki.

— Nie ma za co! Powodzenia! – starszy pan uśmiechnął się.

Maria przez chwilę spojrzała na Crashdown, gdy nagle taksówka znikła, rozpłynęła się. Myślała, że nic już w życiu prócz kosmitów jej nie zaskoczy. Cóż, myliła się. Wzięła głęboki oddech i ruszyła w kierunku Crashdown.

***
Crashdown.


Michael rozmawia z Maxem przez telefon.

— Michael, przyjedź do nas. Odpoczniesz. Ona już nie wróci. Od sześciu lat się nie odzywa.

— Maxwel, ona wróci. Może dziś, może jutro, a może nawet za czterdzieści lat. Nie pytaj skąd to wiem. Nie przyjadę do was. Muszę kończyć – odłożył słuchawkę.

Michael podchodzi do sztalugi. Został właścicielem Crashdown, gdy Max i Liz wyprowadzili się z Roswell. Wieczorem, kiedy kawiarnia była już zamknięta, lubił malować. Czasami nawet sprzedawał swoje obrazy turystom odwiedzającym Crashdown.

Spojrzał w okno, po którym spływały smugi deszczu. Ujrzał również Marię.

— Michael zaczynasz mieć już zwidy – powiedział sam do siebie, nie dowierzając, kogo zobaczył.

Zamknął oczy, by za chwilę je otworzyć i jeszcze raz spojrzeć w okno. Znowu ujrzał Marię przemokniętą do suchej nitki. Podszedł bliżej do okna, ciągle nie mogąc uwierzyć, kogo widzi. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, a po jego policzkach zaczęły płynąć łzy. Maria również się uśmiechnęła. Wybiegł na zewnątrz.

— Maria! Wróciłaś! – w jego głosie była radość, a zarazem tęsknota, jaką czuł przez tyle lat.

— Michael, ja...

— Ciii... – nie pozwolił jej dokończyć. Przytulił mocno do siebie.

Stali tak uśmiechnięci jeszcze bardzo długo. Później...

KONIEC


Poprzednia część Wersja do czytania