gosiek

Inna Liz (5)

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część

***

Max stoi oszołomiony całą sytuacją, nagle ze snu budzi go dźwięk melodyjki:

— Tak słucham?? – powiedział do telefonu

— Max, do cholery gdzie się podziewasz?? – powiedział ktoś po drugiej stronie

— Co?... a tak zgubiłem się, przepraszam Is

— No, to natychmiast przyłaź do nas, jesteśmy przy takiej dużej ścianie z taką narysowaną krową, łaciatą ha... niezłe jest to....- odparła Isabel – Nasado znalazł Nicholasa

— Dobra, zaraz będę, na razie – wyłączył telefon i ruszył w stronę ulicy gdzie grano muzykę, z daleka zobaczył już ów ścianę i poszedł w tamtą stronę
***

Liz, Maria i Lonnie siedzą na sofie w swoim mieszkanku i słuchają muzyki. Czekają na Alexa, Ratha i Kyla, no i oczywiście Nicholasa z gośćmi. Nagle do pomieszczenia wpadli jak strzała Kyle, Rath i Alex, z siatkami pełnymi piwa i lekkich kąsków typu paluszki, krakersy.

— Wy rozkładajcie to, a my siadamy do gry -Rath rzucił zakupy na stół i podszedł do telewizora

— Pieprz się, sam sobie to rozkładaj- powiedziała Liz

— Liziu wyluzuj, mu kradniemy w szykujecie – dodał Rath

— Liziu!!! – Liz wstała wkurzona i podeszła do chłopka – za to dostaniesz!!

— Liz, Rath, nie zmuszajcie mnie abym wstała z tej kanapy – uspokajała ich Lonnie – dziewczyno siadaj i nie marudź – pociągnęła ją za ramie i rzuciła na kanapę

— Przecież, aby to rozstawić nie musimy nawet wstać, popatrz tylko – Maria pomachała kilka razy ręką i wszystko było poukładane na tacce – widzicie – i pomachała negatywnie głową

— Frajer, kiedyś naprawdę oberwiesz!!- Liz rzuciła jeszcze raz do Ratha

— Tak, oczywiście siostrzyczko – opowiedział chłopak

— Pamiętaj, ja się do ciebie TUTAJ nie przyznaj, byłeś nim tylko TAM – brunetka wskazała na sufit, a po chwili jej palec wskazujący zamienił się na środkowy skierowany do Rath'a

— Czy wy się musicie zawsze tak kłócić – naglę w wejściu ukazał się Nicholas – wyluzujcie

— O... Elo Nicholas, Nareszcie – Maria przewróciła oczami – a tamci gdzie??

— Idą...o widzę, że przygotowaliście już coś do żarcia, miło – odpowiedział Nicholas

— I do picia, ciekawe czy tamci się napiją – Liz zaśmiała się "szyderczo"- "Nie dziękuję, nie piję" – dodała ponownie udając damę, wszyscy się głośno zaśmiali, nie mogąc przestać. Czasem Liz doprowadzała ich o bóle żołądka. Uwielbiali jej zachowanie, czasem była lepsza od Alexa.
Liz wstała z tapczanu stanęła prościutko i szła. Podeszła do Marii i powiedziała:

— Witaj, mam na imię "X" jestem z Roswell, a ty masz piękne oczka, wiesz?? Misiu choć na sianko zrobimy bzykanko! – poruszyła porozumiewawczo brwiami i oblizała usta. To doprowadziło wszystkich do niesamowitych skurczów brzuch. Nikt ze śmiechu nie mógł złapać oddechu. Nagle ich śmiech przerwał głos

— Witaj Nicholas, już jesteśmy – cała szóstka odwróciła się w stronę dochodzącego głosu, z cienia zaczęło wynurzać się kolejno kilka osób

— "O..kurna... to przecież ten z którym dziś..."- Liz natychmiast mina zrzedła gdy tylko zobaczyła znajomą jej postać

— " To ten który się dziś tak na mnie gapił jak śpiewałam" – pomyślała Maria patrząc na wysokiego ciemnego blondyna, który wpatrywał się na nią dziwnie

— " Tess, to ta z która dziś tańczyłem" – pomyślał Kyle patrząc na Blondynkę w kręconych włosach, a ona o dziw się do niego uśmiechnęła

— Witamy was w naszych skromnych progach – tylko Nicholas zachował zimną krew

— Może wam wszystkich przedstawię...to jest nasz król Max – Zan, jego siostra i pierwowzór Vilandry – Isabell, pierwowzór Ratha – Michael no i nasza królowa Ava- Tess – wskazywał po kolei na każdego Nasado

— Ale przecież Ava t.....- Maria zaczęła mówić, ale Liz przerwała jej szturchając w bok

— Szykowałeś sobie to przemówienie tydzień – Rath parsknął śmiechem, a nasado potraktował to jakby przeleciało mu koło ucha

— A u nas to jest tak.....to jest nasza przywódczyni Av....- w tym momencie Liz zamknęła gwałtownie oczy jakby wysyłała sygnał chłopakowi który natychmiast się poprawił-....Liz, Maria, Alex – zwany nieraz Al, klon Vilandry- Lonnie i klon Ratha, po prostu Rath

— Yhy....- chrząknął ktoś w tłumie

— A... no a to jest Kyle, jedyny Ziemianin który o nas wie, pomógł nam kiedyś i w zamian jest w naszym gangu – dodał Nicholas wskazując na Kyla z lekkim uśmiechem

— A gdzie pozostałe klony?? – spytał Nasado

— Chodzi ci o Zana??- Liz nie mogła powstrzymać śmiechu – powiedzmy, że miał mały wypadek i wyjechał – dziewczyna popatrzyła po twarzach swoich przyjaciół, którzy też ledwo powstrzymywali wybuch

— A Ava?? – spytał Max

— Jest jedyna i niepowtarzalna – powiedział Alex

— Nie ma takiej drugiej – dodała Lonnie z tym swoim dziwnym uśmieszkiem

— E... wy ziomki, dziąłchy przygotowały wam dwa pokoje, jeden dla panów i jeden dla panienek – po chwili ciszy powiedział Rath – no i jeden dla tych którzy będą mieli ochotę na bara – bara...hehe...- dodał po chwili

— Rath on istnieje od zawsze – odparła opuszczając brwi

— Kurna, ty to zawsze musisz popsuć żarty, frajerka – odpowiedział Rath z lekkim zawodem

— Zanosi się na wasz dłuższy pobyt tutaj – dodał bez chwili wahania Alex patrząc z uśmiechem na nowo przybytą Isabel, a ta uśmiechnęła się nieśmiało

Myśli przybyłych były zmieszane, nie wiedzieli jak ich tu zaakceptują. Szczerze powiedziawszy trochę się ich bali. Ale co tam "raz kozi śmierć". Nicholas zaprowadził ich do pomieszczeni łudząco przypominających sypialnie. Wszyscy zajęli miejsca i zaczęli rozpakowywać swoje małe bagaże.

***

Max rozejrzał się obojętnie po nowym pokoju. Nie było zbyt piękne. Ciemno i ponuro w ogóle brak jakiejś miłej atmosfery. Lekko irytowało go to, ale musi to przetrzymać. Przynajmniej po to, aby dotrzeć, o co w tym wszystkim chodzi, dlaczego nazwał ją Ava wtedy w czasie tej... wizji? Kim tak naprawdę była?? Te pytania strasznie go irytowały.
" Nareszcie miejsce gdzie mogę w spokoju posłuchać mojej ukochanej grupy – Metalica". Pomyślał Michael wchodząc do pokoju. " Zdaje się, że oni też to lubią, w końcu taki tym ciągle tu "leci"". Uśmiechnął się w duchu na samą myśl o tylu przyjemnościach, a jeszcze ona- Maria. Ona była dla niego kimś nowym. " Będziemy mieli zabawę". Potarł ręce z zachwytu.
Isabel z głębokim uśmiechem weszła do pomieszczenia, które będzie dzielić z Tess przed najbliższe kilka dni, tygodni, miesięcy. Nie obchodziło ją to jak to wszystko wygląda, jak tu ciemno. Liczyło się tylko to, że nareszcie mimo tego, że jeszcze z nim nawet nie rozmawiała wiedziała, że coś z tego będzie. Alex – chłopak, który w jakiś sposób ją przyciągał, czuła więź między nimi.
Tess wkroczyła z grymasem do pokoju. "Dlaczego on się cały czas tak na nią gapił, czyżby zapomniał o mnie". Rzuciła plecak na łóżku i patrzyła na Is, która jak nigdy była uśmiechnięta. W pewnym momencie Isabel wyszła z pomieszczenia.
Is doszła do kanapy w salonie, na którym siedziała Liz i Maria.

— Sorry, dziewczyny, ale czy macie coś do jedzenia. Bo chyba umrę – Liz i Maria odwróciły się i zauważyły miły uśmiech Isabell, zupełnie inny niż u Lonnie, choć były tak podobne.

— Jasne baby, coś tam mamy – powiedziała Liz odwzajemniając uśmiech

— Ej, mam pomysł, może popędzimy na miasto, tam coś zjemy, a ty...Isabel tak??..... poznasz miasto – zaproponowała Maria, słysząc pozytywną odpowiedź

— Ale, błagam nie bieżmy Tess, nie przepadam za nią, ani za Nasado – powiedziała szeptem nachylając się na nimi

— Spoko, powiem w skrócie, Nasado to stary kłamca, a Tess jest debilką jak w to wszystko wierzy – odpowiedziała Liz

— My też mu nie zbyt wierzymy, jakoś nam nie pasuje – dodała Is

— Dobra, piękna bież kurtkę i lecimy – po chwili ciszy powiedziała Maria

— Ok, zaraz będę – blondynka poszła w stronę pokoju.
***


Poprzednia część Wersja do czytania Następna część