Alex Whitman

Roswell: W kręgu Tajemnic

Wersja do czytania

Był wieczór, w kawiarni "Crashdown":

— Słuchajcie! Chyba macie problem – powiedział Kyle na przywitanie Maxowi, Isabel, Tess, Liz, Marii, Alexowi i Michaelowi.

— Co się dzieje? – spytał Max.

— Dowiedziałem się od ojca, że do miasta przyjadą agenci FBI.

— Ale po co? Chyba nie będą nas, tzn. was śledzić? – przestraszyła się Maria.

— Nie! Po rozwiązaniu Wydziału Specjalnego nikt o nas nie wie – rzekł Michael.

— Mam nadzieję – dodał cicho.

— To po co przyjadą? – zapytała tym razem Liz.

— Podobno widziano tu UFO. Czy to nie ty Evans latałeś wczoraj na miotle? – zażartował Kyle.

— Ej, Kyle po nazwisku to po pysku – pogroziła mu ze śmiechem Isabel Evans, ale zaraz umilkła. Nikomu się było do śmiechu. Sprawa była zbyt poważna.

Mieli już do czynienia z FBI. Niezbyt przyjemne. Jednego z agentów – Pierca, zabił Michael, gdyż musiał uratować resztę paczki.

— Co robimy?

— Nic. Zachowujemy się jak zwykle. Normalnie – powiedział zdecydowanie Max.

— Czy kosmici mogą zachowywać się normalnie? – zażartował ponownie Kyle. Zignorowali go.

— Normalka! Pan i władca każe, sługa usługuje – stwierdził z ironią w głosie Michael.

— Michael! Przerabialiśmy już to.

— Max! Właśnie to przerabialiśmy. Tylko, że nie jesteśmy na naszej planecie, a tu na Ziemi. Więc nie masz prawa nam rozkazywać!

— Uspokójcie się, mamy kłopoty i nie potrzeba nam ich więcej – zdenerwowała się Isabel.

Max i Michael umilkli.

XXXX

— Jesteśmy na miejscu – oznajmił agent swojej partnerce.

— Wiesz co o tym myślę. Jesteśmy w Roswell, koło którego w 1947 roku podobno rozbiło się UFO i....

— Wiem, ale zobaczysz, że coś tu jest nie tak.

— Tzn.?

— W ciągu roku zginęły lub zaginęły trzy osoby, które przybyły tu zbadać dziwne wydarzenia.

— Mulder! Streszczaj się. Jakie wydarzenia? Jakie osoby?

— Najpierw agentka Topolsky, później agent Wydziały Specjalnego – Pierc i na końcu kongresmenka Vanessa Whitaker.

— Mulder! – Krzyknęła z wyrzutem Scully.

— Po co ciągnąłeś mnie taki szmat drogi?! Sprawy te były wyjaśnione. Ominęły mnie urodziny mamy, bo uważałeś, że to bardzo ważne.

— I nadal tak uważam.

— Co?

Mulder z tajemniczą miną wyciągnął spod siedzenia małe, drewniane pudełko.

— Aaaa! Przez to pudełko mam się na ciebie przestać wściekać?

Agent powoli otworzył pudełko. Scully zamilkła. W pudełku znajdowała się jakby skóra węża. Przeźroczysta. Tyle, że miała kształt ludzkiej ręki.

XXXX

Szeryf Jim Valenti siedział w swoim biurze i wypełniał tzw. papierkową robotę. Oderwało go od niej pukanie do drzwi.

— Proszę!

Do biura weszła drobna, rudowłosa kobieta i wysoki szatyn.

— Dzień dobry. Agenci specjalni FBI – Scully i Mulder pokazali legitymacje i przedstawili się.

— Jim Valenti. Miejscowy szeryf. Co FBI robi w naszej spokojnej mieścinie?

— Czy jest spokojna? W to bardzo wątpię – odparł agent.

— Co pan ma namyśli?

— W ciągu roku zginęły tu Vanessa Whitaker, agent Pierc i agentka Topolsky – walnął prosto z mostu agent.

Szeryf poczuł jak mu się robi gorąco.

— Wszystkie sprawy zostały wyjaśnione – rzekł oschle.

— Zauważyłem parę nieścisłości w tych sprawach.

— Nieścisłości?

— Sprawa służbowa. Nie mogę mówić. Taki mam rozkaz.

— Mogę prosić o akta w tej sprawie? – zapytał Mulder. Agentka Scully stała i słuchała wymiany zdań mężczyzn.

— Tak! Ale macie państwo zezwolenie na takie działanie?

— Oczywiście – wtrąciła się Scully.

Valenti niechętnie wyszukał akta. Następnie podał je agentowi.

— Ja muszę jechać na patrol. Więc zostawię państwa samych – poinformował agentów szeryf.

— Pojadę z panem, to się trochę rozejrzę – zaproponowała Dana Scully.

— Dobrze.

XXXX

Po szkole Liz jak zwykle obsługiwała klientów w kawiarni. Właśnie nakładała jedzenie na tackę, dla klienta, gdy zadzwonił telefon. Odebrała go.

— Mam Isabel. Jak mi nie pokażecie, gdzie On jest, to ona zginie – powiedział rozmówca i odłożył słuchawkę.

Podeszła Maria.

— Tylko nie mów, że jakiś klient znów zamówił 60 marsjańskich bułeczek – powiedziała Maria.

— Ktoś porwał Isabel! Dzwonię po resztę, a ty wygoń jakoś klientów.

Maria bez słowa poszła wykonać zadanie. Po kilku minutach nikogo już nie było. Zaraz po tym zjawili się Max, Michael, Alex, Tess i Kyle.

— Co robimy? – spytała Liz.

Zadzwonił telefon. Wszyscy rzucili się do słuchawki. Tym razem odebrał Max.

— Za pół godziny nad rzeką Pecos. Tam, gdzie się spotykacie.

— Spróbuj jej coś zrobić to.... – nie zdążył skończyć, gdyż rozmówca rozłączył się.

— Musiał nas śledzić – zauważył Alex.

Kyle złapał słuchawkę.

— Dzwonię po ojca! – poinformował ich.

— Nie! – zaprotestowali.

— Tak! Przynajmniej raz musimy mu powiedzieć co się dzieje.

XXXX

W biurze szeryfa siedział Fox Mulder. Czytał akta, gdy zadzwonił telefon. Z cieniem wahania odebrał go.

— Biuro szeryfa!

— Tato! Isabel została porwana. Jesteś nam natychmiast potrzebny. Przyjedź do Kosmodromu ("Crashdown").

— Dobrze, zaraz będę – powiedział Mulder i odłożył słuchawkę.

Do biura weszła Scully, a za nią szeryf.
Agent zerwał się z fotela.

— Szeryfie! Dzwonił pana syn. Powiedział, że porwano jakąś Isabel i ma pan przyjechać natychmiast do Crashdown.

Valentiemu z wrażenia zaparło dech w piersiach. Nie wiedział co robić. Czy mógł zaryzykować, że ujawni tajemnicę czwórki obcych? Teraz wszystko zależało od niego. Jego rozmyślanie przerwał agent Mulder.

— Jedziemy z Panem.

— Nie! To niebezpieczne.

— Szeryfie Valenti! my od tego jesteśmy!

Jim westchnął ciężko. Nie miał innego wyjścia. Agenci FBI musieli jechać z nim.

XXXX

W "Jecie" Marii siedział Michael, Maria, Alex i Liz, a w terenówce Maxa on sam, Tess i Kyle.

Przyjechał Valenti i agenci FBI.

— Kto to? – spytał wrogo Michael.

— Agent Fox Mulder i agentka Dana Scully.

Pomożemy wam.

— Nie potrzeba. Szeryf Valenti nam wystarczy.

— Chłopcze jesteśmy agentami FBI i jesteśmy od tego typu spraw,

Max bez ostrzeżenia wystrzelił w nich oślepiającym światłem.

— To ich powstrzyma na parę minut! – krzyknął.

Jedziemy – ruszyli ostro sprzed kawiarni.

Po paru minutach Fox i Scully odzyskali władzę w oczach.

— Co to było? – spytała Scully.

— Piorun kulisty – odpowiedział bez zastanowienia szeryf.

— Kłamie pan. Gdzie oni pojechali? – zapytał teraz Mulder.

Szeryf myślał, że na miejsce katastrofy, dlatego postanowił skłamać.

— Prawdopodobnie nad rzekę Pecos. Mają tam swoje miejsce spotkań.

XXXX

Grupa przyjaciół dojechała na miejsce. Stał tam czarny jeep, a koło niego stał jakiś facet i trzymał Isabel.
Podjechali samochodem.

— Puść ją – rzekł Max.

— Ona za granilith – powiedział "Obcy" trzymając pistolet przy głowie Isabel.

— Życie mojej siostry.... – nie zdążył skończyć mówić Max, gdyż z piskiem podjechał samochód szeryfa. Wyskoczyli z niego agenci i szeryf.

— Rzuć broń – krzyknął Mulder, trzymając Skóra na muszce.

— Niech oddadzą mi granilith to ją puszczę.

— Co?

— Oni wiedzą.

— Wypuść ją, a nic ci się nie stanie.

— Niech oddadzą mi granilith.

— Oddajcie mu ten pieprzony "gran" – zdenerwował się Mulder.

— Tu go nie mamy. Oddamy ci go, tylko ją puść – powiedział spokojnie Max.

Nagle Skór strzelił bez ostrzeżenia w agentkę Scully. Isabel instynktownie rzuciła się na ziemię. Agentka dostała w brzuch. W międzyczasie Skór wskoczył do swojego samochodu i zaczął nim uciekać. Michael zebrał moc i skoncentrował się na samochodzie. Po chwili samochód wyleciał w powietrze.
Mulder patrzył się na to i nie mógł uwierzyć.
Przyjaciele podbiegli do Isabel.

— Max! Pomóż tej kobiecie, ona umiera.

— Wiesz czym to grozi?! – rzekł Max.

— Tak! Ale, ale powinniśmy jej pomóc.

— To FBI.

Dana Scully leżała koło samochodu, powoli tracąc przytomność. Mulder i Valenti klęczeli koło niej.

— Scully! Nie zamykaj oczu! Słyszysz?! Nie zamykaj ich! – błagalnie prosił Fox.

Max podszedł do niej. Uklęknął i położył swoją rękę na brzuchu Scully.

— Co ty robisz? – spytał agent.

Max poczuł, że powoli opuszczają go siły, pot zaczął mu się perlić na czole. Oderwał rękę.
Scully otworzyła oczy i podniosła się.
Mulderowi z wrażenia opadła szczęka.

— Kim wy u diabła jesteście!

Wtedy odezwał się Alex. Opowiedział całą historię, łącznie z tym kim był Pierc, Topolsky i Whitaker. Agenci byli w szoku. Tyle lat poszukiwań, a prawda była tak blisko.

— Możemy wam zaufać? – spytał Alex.

Zapadła cisza. 9 par oczu z wyczekiwaniem patrzyło na nich.

— Tak! Ale pokażecie nam ten granilith.

XXXX

Agenci spędzili jeszcze parę dni w Roswell. Na koniec na ich prośbę – Tess wymazała im to z pamięci i "wprowadziła" fałszywe dane. Wyjechali. Jak na razie w Roswell zapanował spokój.

KONIEC

Dedykacja dla Davida Duchovnego i Gillian Anderson.

Wersja do czytania