Joli

Świat Liz (6)

Poprzednia część Wersja do czytania

Liz wstawała z ociąganiem. Pierwszy raz odkąd miała moc nie wyspała się. Do tej pory starczała jej godzina, maksymalnie dwie snu. Ale dziś w nocy było inaczej. Czuła się strasznie zmęczona. Ale przede wszystkim czuła, że ktoś próbuje się z nią połączyć, ze ją woła i błaga o przybycie. Miała wrażenie, że jest komuś strasznie potrzebna. Przeraziła się. Nie mogła zbyt długo się zastanawiać, bo dziś miała swój pierwszy dzień w pracy. Kiedy tylko usłyszała krzątanie się Sama w kuchni podniosła się z łóżka i poszła z ociąganiem do łazienki. Szósty zmysł mówił jej, że ten dzień przyniesie nowe. Tylko czy aby na pewno lepsze...
Kiedy weszła na zaplecze kawiarni, Maria właśnie ubierała się uniform:

— Cześć Maria! – od razu zawołała
Ale dziewczyna jakby jej nie słyszała. 

— Maria! Halo! Ziemia do Marii!

— Co!? – krzyknęła dziewczyna przestraszona – A... to ty Liz. Przepraszam, ale się zamyśliłam.
Liz uważniej przyjrzała się koleżance

— Maria stało się cos? Wyglądasz na zmartwioną. 

— Tak Liz, ale nie mogę ci powiedzieć. Nikomu nie mogę oprócz... Nie ważne. – uśmiechnęła się smutno – A tak na marginesie dziś Tess nie będzie.

— Jak to "nie będzie". Maria powiedz mi, bo zaczynam się martwić. 

— Liz chce ci powiedzieć, ale jestem związana przysięgą. Zrozum i o nic więcej nie pytaj. A teraz chodź do roboty, wytłumaczę ci na czym polegać będzie twoja praca.
Dziewczyna lekko skołowana ruszyła za Marią.
***-jakieś 8 godzin później

— Maria czy tu zawsze jest tyle pracy!

— Tak, a nawet więcej. – odpowiedziała szybko i zwięźle
Liz udzieliło się podenerwowanie Marii, która co chwila zerkała to na drzwi to na telefon.

— Maria! Co się dzieje!? Widzę, ze się denerwujesz. Tess nie ma. Nie podałaś mi żadnego powodu jej nieobecności. Martwię się. Proszę, powiedz mi!

— Liz, ja nie....
W tej chwili do baru wpadł tajemniczy nieznajomy z blondynką i od wejścia krzyczał:

— Maria pośpiesz się! Szybko Nie możemy jej znaleźć. Ops... – w tej chwili zauważył Liz – Maria co ona tutaj robi? Miałaś być sama!

— Max mówiłam ci, ze chce jej zaufać. Ona na pewno pomoże nam szukać Tess! Prawda Liz?

— Powiedziałem nie. Nie możemy jej w to wciągnąć. Nie i koniec.
Liz patrzyła to na Maxa to na Marię.

— Cisza! Ja chyba też mam coś do powiedzenia w rej sprawie. Zadam wam dwa pytania: 1) Czy cos stało się z Tess? i 2) O czym nie chcecie mi powiedzieć?
Maria popatrzyła na Maxa i cicho powiedziała:

— Tess zaginęła dziś w nocy. Nie wiemy co się z nią stało. Potrzebujemy jak najwięcej osób do jej poszukiwać, ale nikt z dorosłych i obcych osób nie może wiedzieć. Ale ja tobie, Liz ufam. Pomożesz nam, prawda? 

— A o czym nie wiem?! – Liz twardo obstała przy drugim pytaniu
Tu wtrąciła się blondynka lodowatym głosem:

— Max kończ już! Bierzemy ją czy nie. Potem zdecydujemy czy jej powiedzieć czy nie! Teraz szukajmy Tess!
Max chwilę się zawahał.

— Posłuchaj, teraz nie ma czasu ale jak odnajdziemy Tess opowiem ci wszystko. OK.?

— OK. Ale ja wiem jak wam pomóc. Maria przynieś jakaś rzecz należącą do Tess.- kiedy Marii pobiegła spełnić prośbę Liz, ta ciągnęła dalej- Ja też mam sekret. Potrafię zobaczyć pewne rzeczy. Mam nadzieje że się uda.
Nieznajomi popatrzyli na siebie ze zdziwieniem, jednak nie zdążyli nic powiedzieć bo wbiegła Maria i zziajana podała sweter Tess. Liz wzięła go do ręki i nagle poczuła wizję. Zobaczył drogę, skały i pomieszczenie z dziwnym kokonami. A na środku leżała Tess. nie była związana, tylko strasznie osłabiona. Woła o pomoc. Ale nikt jej nie słyszał. Liz ocknęła się.

— Czy której z was ma samochód? 

— Tak ja! – szybko odezwał się chłopak, którego Maria nazwała Max

— No to szybko bo Tess potrzebuje pomocy.
Bez słowa wybiegli z kawiarni.
***- w samochodzie. 
Na początku jechali bez słowa, tylko Liz co jakiś czas potwierdzał czy dobrze jadą. Nagle odezwał się Max.

— Przepraszam za cała sytuację. My się jeszcze nie znamy. Ja jestem Max Evans a to moja siostra Isabel, a ty jesteś Liz Parker, tak?

— Tak. – tylko tyle miała sił. Coś lub ktoś próbował znów złapać z nią kontakt. Znów nie czuła się dobrze. Max zauważył, ze coś z nią nie tak!

— Liz co się dzieje?! Czemu tak zbladłaś! 

— To nic! Szybciej Max, bo Tess jest coraz słabsza. Musimy się tam dostać jak najszybciej.
Chwile jechali w milczeniu i nagle Liz krzyknęła:

— Max skręć tutaj i jedz prosto do skał.
Max dodał gazu i w jakieś 2 minuty dojechali do skał. 

—Liz gdzie ty nas poprowadziłaś! – zaczęła gniewnie Isabel

— Isabel wiem co robię! Chodźcie za mną!
Liz zaczęła się piąć w górę jakby w lunatycznym śnie. Wiedziała że musi tam pójść. Coś ją tam ciągnęło. Nagle zatrzymała się i w momencie kiedy dołączyła do niej reszta podniosła rękę i przeciągnęła ją nad ściana. Ukazał się metaliczny odcisk dłoni na który Liz położyła rękę. Coś się ruszyło i w ścianie otworzył się drzwi. Max i Isabel spojrzeli na siebie zdziwieni, natomiast Liz szybko weszła do środka. Kiedy tylko spostrzegł to Max pobiegł za nią. Kiedy oboje weszli do komnaty n środku leżała Tess. na jej widok Liz zatrzymała się natomiast Max podbiegł do leżącej martwo dziewczyny. Nachylił się nad nią i chwile się zawahał. Obejrzał się na Liz i bez słowa, z poważną miną powiedział:

— Nie wiem kim jesteś i skąd wiedziałaś o Tess. Nie wiem skąd masz swoje zdolności, ale to co teraz zobaczysz zmieni całe twoje życie. 
I to powiedziawszy przyłożył dłoń do brzucha Tess i ją uzdrowił. Wtedy Liz zrozumiała, ze to zmieni jej życie na zawsze! 

Poprzednia część Wersja do czytania