Agata

Liz czy ... ? (9)

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część

Zbliżała się dziesiąta Amy i Jim Valenti siedzieli w salonie i pili kawę. Amy nie powiedziała mężowi, że nie pokoi się o dzieci. Maria zwykle wracała na czas, aby położyć Alexandrę spać. A dzisiaj? Mała powinna od godziny leżeć w łóżku a Marii i Kyla jeszcze nie ma. James i Mary już smacznie śpią od godziny. Czy Maria nie rozumie, że organizm małego dziecka potrzebuje dużo snu? Szeryf zaczął z nią rozmawiać i zapomniała na chwilę o Marii, Kylu i Alex.

Państwo Valenti usłyszeli trzask otwieranych i zamykanych drzwi kuchennych:

— Dobry wieczór! – powiedział wesoło Kyle wchodząc do salonu

— Dobry wieczór!

— Nareszcie jesteście, zaczynałam się niepokoić.

— Nie stało się nic złego. – zapewnił może zbyt żarliwie Kyle i Amy się zaniepokoiła

— Gdzie Maria i Liz? – zapytał szeryf ( Liz miała dzisiaj nocować u Marii)

— Hmm....Nie przypuszczam, aby obie wróciły na noc do domu.

— Jak to!?! – wykrzyknęli zdziwieni rodzice

— Przepraszam na chwilę. – Kyle wyszedł z salonu, po dźwięku kroków poznali, że poszedł do kuchni, otworzył drzwi i zawołał:

— Wejdź!

Do domu weszła piękna młoda dziewczyna. Była w wieku Kyla, miała bardzo długie, jasne włosy i głębokie niebieskie oczy. Trzymała za rękę małego chłopca. Jim i Amy patrzyli na nią w osłupieniu dłuższą chwilę.

— Isabel! – wykrzykną w końcu uradowany szeryf, podszedł do dziewczyny i mocno ją uściskał

— Jak dobrze pana widzieć szeryfie! Panią też pani De...- zająknęła się – Valenti- dokończyła

— Co ty tu robisz?

— Wróciliśmy!

— Jak to? A co z Khivarem i Tess.

— Pokonaliśmy go.

— Dlaczego wróciliście? – spytała Amy

Isabel popatrzyła na nią trochę zmieszana. Nie spodziewała się takiego pytania.

— Jak to, dla czego? Każdy chce wrócić do domu.

— Tutaj jest wasz dom? – spytała Amy, której przyszła do głowy myśl, że oni mogą wrócić na swoja planetę i zabrać ze sobą Marię, Alexandrę i Liz, którą pokochała jak córkę

— Mój dom jest tam gdzie jest mój brat a jego dom jest tam gdzie jest Liz. Co prawda ich obojga dom jest też na Antarze.

— Jak to? – spytał szeryf

— No cóż, Liz nie jest człowiekiem. Jest jedną z nas a co więcej to prawdziwa Ava żona Maxa.

— A gdzie jest dom Michaela? – spytała nadal zaniepokojona Amy

Isabel znowu dziwnie na nią spojrzała i uśmiechnęła się. Zdała sobie sprawę, że Amy boi się, że straci córkę i wnuczkę.

— Dom Michaela jest przy Marii i Alexandrze a one nigdy pani nie zostawią.

Ta odpowiedź wyraźnie uspokoiła Amy. Rozejrzała się po pokoju i zauważyła małego chłopca trzymającego Issy za rękę. Mimo wyraźnego zmęczenia z ciekawością rozglądał się po pokoju. Widać było, że pierwszy raz widzi ziemski dom i wydawał mu się niezwykle ciekawy.

— Kim jest ten chłopiec? – spytała

— To mój bratanek.- powiedział Issy i spojrzała z dumą i radością na chłopca

„Od razu widać, że bardzo go kocha” pomyślała Amy

— Syn Maxa i Tess?! – spytał uszczęśliwiony szeryf

— Tak.

Szeryf podszedł do dziecka i wziął je na ręce.

— Bardzo podobny do Maxa. – stwierdził

Kyle uważnie obserwował cała scenę. Zauważył, że Isabel jest bardzo zmęczona i ledwo trzyma się na nogach a o stanie Alexandry i Tommy’ego lepiej było nie mówić. Zasypiali na stojąco.

— Amy, Isabel i Tommy nie mają gdzie przenocować pomyślałem, więc, że mogą zatrzymać się u nas.

— Oczywiście, że tak. To bardzo dobry pomysł. – powiedziała Amy

Dopiero teraz Amy zauważyła, że oczy jej wnuczki i tego chłopca same się zamykają a i Isabel ledwo stoi na nogach.

— Issy może spać w gościnnym pokoju tym przygotowanym dla Liz. Bo jak się domyślam Liz i Maria nie zjawią się wcześniej niż jutro. A Tommy’ego położymy spać w pokoju Alex na tapczanie.

— Bardzo dziękuję.

— Ależ nie ma, za co! Chodź Issy położymy dzieci spać a Jim i Kyle zrobią kolację.

Weszły na górę.

— Jak tu ładnie. – zachwyciła się Issy

— Zwykły dom. Chodź wybierzemy jedną z piżam Jamesa dla Tommy’ego.

Dzieci już leżały w łóżkach i głęboko spały.

— To był dla nich dzień pełen wrażeń. – stwierdziła Amy

— O tak!

— Chodź, zaprowadzę cię do twojego pokoju. Możesz wybrać sobie jedną z piżam Marii i jakieś ubranie na jutro. Powinno pasować. Jak się wykąpiesz i przebierzesz to zejdź na kolację

— Dziękuję pani.

— Nie ma, za co kochanie. – I Amy przytuliła, Isabel

— Nie ma pani pojęcia jak tego potrzebowałam.

— Domyślam się dziecko, domyślam się. Teraz zostawię cię samą.

Liz i Max stali przytuleni na skałach i spoglądali na oddalające się sylwetki Marii i Michaela.

— A my gdzie pójdziemy?- spytał Max

— Może do Carshdown?

— Świetnie! Tyle wspomnień wiąże się z tym miejscem.

— Nowe też będą się wiązały. – wyszeptała Liz i go pocałowała

Maria i Michael doszli już do niewidocznego ze skał kawałka pustyni. Zatrzymali się i Michael powiedział:

— Tak bardzo za Tobą tęskniłem!

— Ja za Tobą też. – odpowiedziała Maria i pocałowała go

To była jedna z tych niezapomnianych chwil, które spędzili razem. Pocałunek ten wyrażał całą miłość, która do siebie czuli i tęsknotę, z jaką żyli przez ostatnie trzy lata.

Usiedli na ziemi i znowu się całowali. On pieścił ustami jej szyję a ona okrywała pocałunkami jego twarz. Popchnął ją na ziemię i zaczął rozpinać guziki jej bluzki. Wyszeptał jeszcze:

— Kocham Cię Mario DeLuca.

— Ja Ciebie też Michaelu Guerinie....

Liz zaparkowała samochód przed Carshdown. Wysiedli. Otworzyła drzwi i weszli do środka. Max rozsiadł się wygodnie przy ich ulubionym stoliku a Liz poszła na chwilę na zaplecze. Po jakiś dziesięciu minutach ukazała się mu w uniformie i z notesem.

— Co podać? – zapytała

— Poroszę colę wiśniową, dla ciebie też.

— Nie mogę – pracuję.

— Nie widzę więcej klientów. – odparł Max rozglądając się dookoła.

— No dobra.

Po chwili Liz przyniosła dwie szklanki coli i usiadła przy stoliku. Rozmawiali, śmiali się i wspominali dawne czasy. Max koniecznie chciał posłuchać płyty Marii, więc Liz ją włączyła. Słuchali piosenek w milczeniu. Przy pewnej wolnej piosence Max zapytał:

— Zatańczy pani ze mną?

— Oczywiście.

Zaczęli tańczyć. Ich ciała były bardzo blisko siebie. Czuli swoje wzajemne ciepło. Tak mocno się przytulali! Max ją pocałował i tańczyli dalej całując się. Liz miała wizję;

Zobaczyła Maxa na Antarze, czuła jak bardzo tęsknił do domu, do niej, do Liz.

Poczuła się bardzo szczęśliwa, że jest Avą jego narzeczoną.

Całował jej szyję i dekolt.

— Chodź. – powiedziała, wzięła go za rękę i zaprowadziła na górę do jej pokoju.

Tutaj też włączyła muzykę i przytuliła się mocno do Maxa.

— Chcę być Twoja. – wyszeptała mu do ucha

— Na pewno? – zapytał

Zamiast odpowiedzieć pocałowała go i pociągnęła za sobą na łóżko. Zaczęła rozpinać mu guziki koszuli i badać dłońmi każdy zakamarek jego ciała...




Poprzednia część Wersja do czytania Następna część